30 lipca 2010

Lassie, wróc... (na tor)

Ponadczasowa Lassie, Pies, Który Jeździł Koleją, pierwszy wojak RP Szarik i wiele innych, charakterystycznych dla poszczególnych narodów, psich osobowości. Ludzie uwielbiają pokazywac w mediach te dzielne psy, przeprowadzające brawurowe akcje poszukiwawcze, zawsze warczące na filmowy czarny charakter. Z jednej strony, ciągłe udowadnianie niezastąpionej pozycji psa w społeczeństwie (najlepszy przyjaciel człowieka, sweet), może byc męczące i tandetne. Lecz zdecydowanie milej słucha się wiadomości o psie asystencie, który ostrzegł właściciela o zbliżającym się ataku padaczki niż o kolejnym 'pitbulu', który zagryzł niemowlaka.

Agilitowcy nie potrzebują medialnych informacji o niesamowitym oddaniu i poświęceniu, o nadzwyczajnej pasji, z jaką psom służą człowiekowi. Wystarczy pojechac na European Open - Otwarte Mistrzostwa Europy. I załatwic troszkę chmur i jakąś tonę deszczu. A najlepiej kilka ton.

Dla niewtajemniczonych - filmik obrazujący ekstremalne agilitowe szaleństwo:

14 lipca 2010

Szukam sponsora

Że jestem agilitową wariatką, to chyba wiedzą wszyscy, no, może z wyjątkiem mojej babci, która marzy, że kiedyś zobaczy mnie w roli prowadzącej Teleexpress. Chociaż może nie jestem doświadczonym zawodnikiem, bo siedzę w tym dopiero od lat kilku, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że dużo patrzę, czytam i słucham, bo wiem, jak wiele muszę się jeszcze nauczyć. I w końcu - w to, co robię, wkładam mnóstwo serca, wierzę w mojego psa i codziennie powtarzam mu, że jeśli o mnie chodzi, to codziennie wygrywa konkurs na Najlepszego Psa, Który Się Dziś Obudził.

Czy po tej krótkiej autoprezentacji znajdą się jacyś chętni by kupic mi piękną drewnianą kładkę? Taką śliczną, najlepiej niebieską? W pakiecie najlepiej z magnesami na strefach, co by mi fruwający pies zaliczał, ale nie jest to niezbędne :)

Jeśli jesteś chętny, wyślij sms o treści KŁADKA...

7 lipca 2010

Mamo, napraw mi psa

Niejednokrotnie na komplementy dotyczące mojego Tesiaka odpowiadałam "Tak, jest świetna, tylko boję się, że ją sobie popsuje". Po ostatnich zawodach mam kilka przemyśleń i z niepokojem stwierdzam, że niektóre wyczyny Futra ocierają się o agilitowe zepsucie.

Miałam nadzieję, że nie będę musiała tego pisac, ale strefy nam troszkę leżą. Tylko troszkę, bo na treningowym torku rozłożonym przy ringu głównym Tesia miała 100%. Myślę, że zryła strefę na kładce z nakręcenia, a jak nie od dziś wiadomo - nakręcony pies zazwyczaj przestaje myślec. Obawiam się, że podczas przebiegów trudno jest jej opanowac się na tyle, by w tą strefę trafic. Martwi mnie to niezmiernie, bo nie ma nic gorszego, niż wymaganie od psa zatrzymywania na strefie, gdy dotychczas uczony był zbiegania. Tylko z moich obserwacji wynika, że Tesia zupełnie inaczej pokonuje pojedyncze przeszkody, a inaczej sekwencje - o ile w krótkich pamięta o kładce, w długich ma już z tym problem, a w przebiegu sobotnim kładka była przedostatnią przeszkodą.

Mam totalny mętlik w głowie, co kwadrans zmieniam zdanie co do sposobu pokonywania kładki, czuję się absolutnym żółtodziobem i nie chcę podejmowac takich decyzji. Przeklinam swój pomysł na uczenie zbieganych ("to przecież taki mały pies..."), fakt, że mieszkam na zadupiu i brak doświadczenia. Chciałam się wstrzymac z decyzją do obozu, ale to jeszcze kupa czasu i nie chcę go marnowac. Inna sprawa, że nie i tak nie mamy gdzie cwiczyc stref.

Więc zanim tupnę nóżką i zrobię naburmuszoną minkę napiszę jeszcze optymistycznie - Tesia jest młoda. Jeszcze mamy czas. Jeszcze wszystko da się naprawic...

5 lipca 2010

PPA Kozłów

Właściwie tytuł powinien brzmieć - Puchar Polski Agility Kozłów, czyli najlepsze zawody ever ;)
Świetna atmosfera, super zabawa, chill na ringu i poza nim, czyli idealne warunki do Tesiowego debiutu. Dzielna suka dała radę - w prawie wszystkich biegach wykręciła najlepszy czas, udało jej się załapac na podium, wygrała karmę, która nijak nie chciała się zmieścic do gigantycznego plecaka. Niestety, brak możliwości regularnych treningów na strefówkach dał o sobie znac w dośc bolesny sposób - w sobotę Tesia nie zaliczyła strefy na kładce, co postanowiłam poprawic (detka), a w niedzielę postanowiła troszeczkę pofruwać i przeskoczyła strefę na palisadzie. Ponadto trafiła nam się zrzutka, co mnie troszeczkę zdziwiło, ale przemiły sędzia wyjaśnił mi, na czym polegał mój (a jakże by inaczej ;) błąd. W ogóle sędzia był bardzo sympatyczny i udzielił mi wielu przydatnych rad, zasugerował, co warto by było poćwiczyć. Suka mu się podobała, zresztą nie tylko jemu - usłyszałam na temat Tesi wiele dobrego, co było niesamowicie miłe.
Zrobiłam mnóstwo zdjęć, zawiązałam znajomości północno-południowe, bawiłam się na nocnej tuneliadzie, zmieniłam kolor - najpierw był troszeczkę buraczany, ale dzisiaj powoli wraca do normy, podniosłam niezliczoną ilośc tyczek. Mówiąc krótko i zwięźle - razem z Tesią miałyśmy cudowny weekend, który chętnie kiedyś powtórzymy ;)

1 lipca 2010

Rowerowy thriller

Chociaż nie przepadam za upałami, muszę przyznac, że obecna pogoda jest całkiem przyjemna. Pod warunkiem, że leży się na leżaczku na trawce z dobrą książką w łapce, a pod leżaczkiem leży sobie Futro, które wydaje się byc bardzo zadowolone z obecności mojej i słoneczka. Na dłuższe spacery możemy sobie pozwolic tylko wieczorami - w dzień jest paskudnie gorąco, psiakom paszcza się nie zamyka, a ja nie nadążam z dolewaniem wody. Żałuję strasznie, że nie potrafię ich namówic na szlaufową kąpiel - pomogłoby to im w znoszeniu wysokich temperatur. Aidek dośc chętnie wchodzi do wody - chociaż tylko za zabawką, to jednak bez oporów. Sytuacja Tesia vs. woda jest troszkę bardziej skomplikowana. Dotychczas wynegocjowałam zamoczenie łapek i brzuszka w jeziorze - kto wie, może uda mi się ją namowic na więcej?

Mam też czas na jedną z naszych ulubionych rozrywek - przejażdżki rowerowe. Zwiedziliśmy juz pobliskie okolice, ale o niedobór ścieżek nie muszę się martwic - gdy widzę trasę, którą nidgy jeszcze nie jechałam, myślę tylko "a co tam, najwyżej się zgubię :D" i jadę prosto przed siebie. Potem błądzę wśród drzew, które są identyczne jak te, które widziałam pół godziny wcześniej, zastanawiając się, czy po prawej mam na pewno północ, a przed sobą zachód. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żebyśmy nie dojechali do domu - czas powrotu co prawda bywa różny, ale zawsze trafiam do celu ;)

Podczas ostatniej z wycieczek, kiedy to wymyśliłam sobie powrót drogą przecinającą łaki i pola, by wygrzac siebie i psy w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, spotkała mnie niemila niespodzianka. Jadąc lasem spodziewam się oczywiście komarów, ktore przy odpowiedniej prędkości nie są w stanie zrobic nam krzywdy, a jeśli nawet, to ofiarą padają najczęściej łydki (no cóż, moje nie wygladają zbyt atrakcyjnie...). Jadąc polem spodziewam się jedynie słoneczka i braku komarów. Złudne moje nadzieje, bo okazuje się, że nigdzie już nie jesteśmy bezpieczni! Dojechałam do łąki, zsiadłam z roweru, by rozkoszować się malowniczym zachodem słońca, zwiastującym zakończenie minionego dnia. I wtedy zostałam zaatakowana. Kilkanaście dzikich, żądnych krwi stworzeń obsiadło mnie ze wszystkich stron. Tesię też, biedactwo moje miała go nawet na pyszczku. Wkroczyłyśmy na obcy teren, Królestwo Gzów. Mogłyśmy ocalic swoje istnienia tylko w jeden sposób - ucieczką!

I tak pędziłyśmy, by uwolnic się od tych paskudnych much końskich. Chociaż wycieczka zakończyła się troszkę inaczej, niż zaplanowałam, na mordce Tesi nie zauważyłam nawet śladu rozczarowania. Cóż, jak już niejednokrotnie wspominałam - Futro dla człowieka zrobi wszystko.