25 marca 2010

Tesiek i nauka

Żeby nie było, że prowadzę tutaj instytut badań meteorologicznych, uznałam że należy spisać CO właściwie robię z Tess. Bo chwalę i chwalę, potem narzekam że drze morde, potem znowu trochę chwalę i szybko się wzruszam.
A więc mój miszcz jest w trakcie:
- nauki slalomu, metodą tunelową, o czym już kiedyś pisałam. Miałyśmy już calkiem atrakcyjnie zwężony korytarz, ale stwierdziłam, że należy się cofnąc - Tesia miała problemy z wejściami. Dlatego wałkujemy wejścia - na obie ręce, pod różnymi kątami - pod kątem prostym, z zawracaniem o 360. Aktualnie cwiczę zmianę za psem przed slalomem, to taki końcowy etap - potem zacznę zwężanie.
- nauki RC - czyli running contacs - strefy zbiegane. Mamy bardzo ładną statystykę, Tesi najładniej wychodzi przez pierwsze 15 minut - prawie zawsze 100 % wykonanych poprawnie. Potrafi skoncentrowac się na ostatnim kawałku deski - lepiej jej to wychodzi gdy zostaję z tyłu.
- huśtawka, czyli troszeczkę kosmos. Teśka niby wykonuje ją poprawnie, zalicza strefę, czeka aż huśtawka dotknie ziemi, ale zaczyna się strasznie spieszyc. Dlatego staram się ją na strefie wyciszac - obawiam się ze w przyszłości może miec z nią problem. Niedługo będę mogła napisac książkę pt. "101 rzeczy, które można zrobic z huśtawką" - znalazłby się tam tekst o przeskakiwaniu wzdłuż i wszerz, pokonywaniu jej pod prąd podczas gdy jedna strona jest podniesiona (TAK, Tesia potrafi to zrobic) i mnóstwo zachowań na strefie - od warowania do świstaka. Współautorami tego bestselleru byliby Tesia i jej pierdolec.

Postaram się nie byc gołosłowna - pogoda sprzyja robieniu filmików, więc czas się za to zabrac ;)

Wiosna pełną parą

Uwielbiam ta porę roku. Mam nadzieję, że ta cudowna pogoda nie skończy się równie nagle, jak się zaczęła. Możliwośc codziennych, długich, nieco brudnych, ale przez to wcale nie mniej sympatycznych spacerów to jeden ze sposobów spędzania wolnego czasu, który nie ma sobie równych.

Ogladądamy codziennie zachody słońca, rzucamy piłkę, szukamy piłki, potem zaczynają się zajęcia w podgrupach - Tesia przynosi piłkę, Aidi zajmuje się zajmowaniem pozycji stojącej, a Maja szuka piłki, nawet jeśli została już przyniesiona i trzymam ją w ręku.

Ależ ja wiem, że najważniejszą częścią tego zapisu są zdjęcia... ;)


















3 marca 2010

Bo kiedyś musiało wyjśc słońce!

Czekałam na to od początku zimy! Patrząc na śnieg myślałam tylko o tym, co znajduje się pod nim i jak pięknie to coś obudzi się na wiosnę. Marznąc na spacerach myślałam o słoneczku, ubierając Dusia myślałam o jego wiosennej fryzurce. Lepiej nie mówic, o czym myślałam przekopując się przez te ostatnie zaspy ;)
I w końcu stało się. Śnieg topnieje, temperatura rośnie, słoneczko się budzi, a ja wpadam w wiosenną euforię! Bo wiosna jest moją ulubioną porą roku, tą najbardziej fotogeniczną, najpiękniejszą, kwitnącą. Wiosną każdy spacer wydaje się dłuższy, a trening przynosi lepsze rezultaty. Bo wszystko jest takie piękne!
W okolicach poniedziałku, zachwycona zielenią trawników - zielenią, nie bielą, nie szarością, nie ciepowatością, zielenią! - szykowałam się na pierwszy oficjalny spacer z małymi paszczurami. Zrezygnowałam z Dusiowego sweterka, porzuciłam rękawiczki, czapkę cisnęłam w kąt - przecież już jest ciepło! Pełni wielkich nadziei wybiegliśmy na dwór, wyposażeni w piłkę i aparat. Wybiegliśmy... i na tym się skończyło. Zdołaliśmy dojśc tylko do drogi, bo zaczął sypac taki grad, że trudno było odróżnic, co jest ubłoconym psem, a co tylko owego psa przypomina.

Dzisiaj miałam więcej szczęścia - zabrałam radosną gromadkę na pola, gdzie się rozbestwiły i zaszalały. Wydawało mi się, że Aidek lubi śnieg - jeśli tak jest rzeczywiście, to nie potrafię nazwac uczucia, jakim darzy jego brak tudzież jego resztki w postaci kałuż. W ogóle zwrot "zabrałam Dusiastego na spacer" jest jakąś pomyłką, ponieważ ja z nim na spacer wyszłam, potem mogłam jedynie popatrzec na jego zacny zadek gdzieś w oddali. Teś nie mogła uwierzyc, ze tego okropnego, białego czegoś już nie ma i biegała jeszcze bardziej bezsensownie niż zwykle. W jej przypadku podziwiałam jedynie beżowo-rudą smugę. Każdy spacer z nią jest dla mnie zaskoczeniem - przecież ten pies prawie nic nie je, a jej styl poruszania się można określic tylko w jeden sposób - zapierdzielanie z prędkością ponaddźwiękową. Ale muszę przyznac, że to uwielbiam ;)