31 grudnia 2011

Międzynarodowy Dzień Strachu Zwierząt

Jak co roku, psiarze rozpaczliwie apelują do społeczeństwa, głównie internetowo, o nie strzelanie kretyńskimi petardami. Jak co roku, nie odnosi to żadnego skutku. Prawda jest taka, że jeśli komuś zwierzęta są obojętne, będzie bawił się w fajerwerki, bez względu na to ile obrazków pojawi się na facebooku. Zawsze w te dni przedsylwestrowe jestem bardzo zirytowana ludzką bezmyślnością i głupotą. O ile jestem w stanie zrozumieć kilka fajerwerków ładnie wyglądających na niebie, o tyle pizganie petardami, którego jedynym następstwem jest roznoszący uszy huk, jest dla mnie kompletnie bezsensowne, głupie i wkurzające.

Jest to kolejny argument do przemyślenia, zanim czworonóg zamieszka pod naszym dachem. Dzień, w którym rozpoczyna się wspólne życie z psem często okazuje się jednym z najlepszych momentów naszego życia, jednak oznacza to całkowitą zmianę lifestyle'u. Poszukiwanie najfajniejszej imprezy w mieście zmienia się w poszukiwanie najbardziej zacisznego zakątka, a wizyty u fryzjera czy poszukiwanie sukienki - w wizytę u weta w celu zakupu tabletek na uspokojenie. Jeśli ktoś jest na tyle wrażliwy, że przejmuje się ogólnie pojętą "atmosferą", informuję, że magia świąt rozpływa się wraz z pierwszą nerwową szarpaniną psa na smyczy po wystrzale, a odliczanie noworoczne zamienione w kurczliwe ściskanie psa w piwnicy lub łazience nie jest magiczne ani trochę. Jest to taki dzień w roku, kiedy nawet nie myślę o sobie, podobnie zachowuje się pewnie mnóstwo psiarzy. Mój pies daje mi co dzień tak wiele, że zadanie zapewnienia jej spokoju na najbardziej zahukany dzień w roku traktuję ekstremalnie poważnie.

Pomaga schronienie przypominające norę, owinięta kocami klatka, czasem obecność wody - psy huki kojarzą z burzą, a podczas niej najchętniej chowają się w łazience przy rurach, z tym ściskaniem mówię serio - jeśli pies lubi dotyk, przytulanie zmniejsza ciśnienie krwi i uspokaja. Przede wszystkim samemu zachować głowę, nie spinać się za bardzo, żeby pies nie spodziewał się końca świata, zachowywać się normalnie, włączyć telewizor, pokręcić się wokół. Tesinek spędzi Sylwestra w miejscu, które, mam nadzieję, będzie ciche w gwiazdorskim towarzystwie Bravki, Erisi, Sundaya i Vigockiego (w tym miejscu należałoby podziękować Oldze za przygarnięcie :).

Mimo wszystko, życzę Szczęśliwego Nowego Roku i nie szampańskiej, a cichej zabawy Sylwestrowej. Happy New Year!

24 listopada 2011

O Tesiaczku-Prosiaczku

Na dworze robi się coraz zimniej, więc pora, żebym zaczęła na to narzekac ;) Chociaż trenujemy dużo i bardzo dzielnie (mini-dowód), do spacerów podchodzimy mało euforycznie. Oczywiście jak już się zbierzemy to jest bardzo miło, ćwiczymy sobie jakieś głupotki z samokontroli na chodnikach albo pracujemy nosem. Szukanie rękawiczki pod stertą liści jest bardzo na topie w tym sezonie, opracowałam nawet leśny sposób chowania psa - zostawiam ją na "siad-zostań" za jakimś większym drzewem, a mój szelciak sprawdza jak bardzo jest w stanie wygiąć swoją szyję bez poruszenia żadnej z łap. Przekomiczny widok, postaram się go uwiecznić na zdjęciu ;)

Oprócz zabaw będących zabawami w całym tego słowa znaczeniu, staram się także zamienic uliczny stres Tesiaka w zabawę. Szarpiemy się na chodniku, klikamy nose toucha pod wiaduktem, przez który przejeżdża pociąg i klikamy dotykanie i walenie klapką strasznej maszyny wydającej bilety. Chciałabym żeby odniosło to jakiś skutek i żeby Tesiaczek radził sobie lepiej w centrum miasta. Niestety, niekiedy jedna ciężarówka/sprzątaczka z miotłą jest w stanie popsuć wszystko, uruchamiając lawinę lęków i niepewności. Ale my się nie poddajemy, mam nadzieję, że kiedyś mój szelciak przejdzie cały spacer chodnikiem z wysoko podniesionym ogonem.

Żeby zobrazować nasz problem posłużę się doskonale znanym przykładem. Wszyscy na pewno znają Kubusia Puchatka i jego przyjaciół, prawda? Otóż mój Tesinek jest Prosiaczkiem. W całej swojej Prosiaczkowatości. Jeśli ktokolwiek zapomniał o wielkim sercu i troche mniejszej pewności siebie Prosiaczka, do lektury marsz!

8 listopada 2011

Tess pasie

Totalnym nietaktem z mojej strony jest przemilczenie na blogu faktu, że wybrałam się z Tesią na owieczki ;) Od dawna korciło mnie, żeby spróbowac, w końcu mam owczarka! W te wakacje, dzięki uprzejmości i dobrej woli Marty Chmiel (Elkeeava) doszło do konfrontacji Tess vs. owce.

Naturalnie, miałam pewne obawy co do tego, czy mój mały szelciaczek da sobie radę. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie... Mój mały szelciaczek zachował się, jakby całe życie zajmował się zaganianiem owieczek. Była zachwycona faktem, że może bezkarnie biegac wokół stada, niesamowicie drąc paszczę. Pierwszy raz w życiu mój pies był nieodwoływalny i ciągnął na smyczy...

Zaczęło byc trudniej, kiedy Marta próbowała nas nauczyc czegoś bardziej praktycznego niż ganianie w kółko. Miałam wielkie problemy z ogarnięciem tego gdzie powinnam byc i jak opanowac mojego, zazwyczaj niezwykle posłusznego, pieseczka. Po kilku wejściach przestałam byc bardzo przeszkadzającym elementem otoczenia, a Tess była w stanie zostac, iśc (!!!) za mną i stadem. Ostatnio cwiczyłyśmy nawet na dużym wybiegu, a Tesia pięknie wysyłała się na coś w stylu outrunu. Z każdą wizytą u Marty Tess jest coraz szybsza i coraz pewniejsza siebie. Gdy widziała owce po raz pierwszy, podgryzła jedną z nich tylko raz, a teraz próbuje dziabac owieczki przy każdej możliwej okazji. Małe rozmiary nadrabia szczekaniem, a czekając na swoją kolejkę szarpie się na smyczy, aż trzęsąc się z podekscytowania.

Wielkie podziękowania należą się Marcie, która ma ogromną wiedzę i ochotę, by ją nam przekazac. Marta cierpliwie prowadzi mnie za rękę (czasem doslownie ;), wszystko tłumaczy i zachwyca się Tesią ;) Nikt chyba teraz nie ma wątpliwości, że Tess jest pasterzem!

23 października 2011

Pies w wielkim mieście vol. 2, Wrocław

Oczywistym jest, że oprócz posiadania psów, miziania psów, spacerowania z psami, rzucania piłek psom i zachwycaniem się własnymi psami, każdy z nas ma obowiązki związane z pracą, szkołą, rodziną etc. Właśnie z powodu tychże obowiązków po raz kolejny zmieniłyśmy miejsce zamieszkania, tym razem na Wrocław.

Tesinkowi początkowo nie przypadło do gustu mieszkanie w centrum miasta, nic dziwnego - wcześniej po prostu rankiem otwierałam drzwi, wypuszczając psy na pola i drepcząc za nimi w kapciach, szlafroku i pidżamie. Teraz smycz jest na porządku dziennym, podobnie jak winda, skrzyżowania, samochody i przejścia dla pieszych. Całkiem niezły socjal, choć dośc brutalny jak na wrażliwą osobowośc szelciaka. W pierwszych dniach na ulicy dostawała niezliczone ilości smaczków, każdy głośniejszy silnik, każdy odgłos zapinania smyczy, każdy przechodzący pies = smaczek.

Psich współlokatorów zabraknąc nie mogło, mieszkamy więc obecnie z - uwaga! - półsiostrą Tesi, Szanią! Szania jest jeszcze strasznym dzieciakiem, chociaż znacznie większym objętościowo od Tesi. Na razie Teśka traktuje ją z dużym dystansem, aczkolwiek dziewczyny przekonują się do siebie i od czasu do czasu pomocują się szarpakiem czy pacną łapką w nos. Ja za to dorwałam już Szani i organizuję jej sesje klikerowe i na piłce, z racji Szanisiowych zaległości w tym temacie. Niektóre z tych sesji nagrywam i zbieram się do stworzenia filmiku pt. piłka rehabilitacyjna NAPRAWDĘ pomaga. Ale o tym więcej w poście filmikowym.

Niestety, miasto trochę zubożyło Tesi odpornosc i złapała paskudne zapalenie dróg moczowych, przez co omija nas kolejny trening agility, szkoda mi potwora strasznie. Rozważam ubieranie Tesinka ze względu na jej lichy podszerstek. Jako, że jestem przewrażliwiona w temacie mojego skarbusia, wyobrażam sobie już najgorsze scenariusze, że to cukrzyca (ale Teśka wcale nie pije dużo...), ropomacicze czy problemy z tarczycą... Proszę o trzymanie kciuków za szybki powrót do normalności! A tymczasem idę wysikac mojego kochanego siusiumajtka, który, jak szczeniaczek, robi kałuże w nocy!

31 sierpnia 2011

Ćwiczenia psa sportowca

W dbałości o kondycję fizyczną mojego psiego sportowca, robimy masę cwiczeń fizycznych. Teśka jest młoda, zdrowa, więc większośc z nich przychodzi jej z łatwością. Inaczej sprawa wygląda z Dusiem - ma chore rzepki, więc staram się wplatac elementy rehabilitacyjne w jego życie codzienne i jednocześnie mam tę świadomość, że nie wolno mi przesadzić. W internecie wygrzebałam bardzo fajny artykuł, który w temacie cwiczeń zachowuje zdrowy rozsądek. Poniżej lista cwiczeń dla psów, którym zaawansowane sztuczki przychodzą z trudnością(swoją drogą, może wszystkie posty na forach "nie mogę nauczyc psa... wiążą się właśnie z ograniczeniami fizycznymi?) lub są starsze i nie potrafią w jednej sesji klikerowej rozwinąć tych partii mięśni, które były uśpione przez lata. Prawdopodobnie robi je większośc posiadaczy psów, ale niewiele zdaje sobie z tego sprawę ;)

Wzmacnianie mięśni zadu i kończyn tylnych

Chociażby najprostsze stanie na tylnych łapach, obroty podczas stania na tylnych łapach - niemożliwie wzmacnia ich mięśnie. Ćwiczenia tego typu poprawiają także technikę skoku - pies wybija się z większą siłą, są też niezastąpione, by przywrócic psu siłę po kontuzji tylnych łap czy kręgosłupa. Najmniej intensywne jest "tańczenie" z psem, a także wchodzenie pod górę na wzniesieniu (np. na spacerze).

Wzmacnianie świadomości zadu

Czyli rzecz wałkowana przez agilitowców bez pamięci ;) Sztuczki uaktywniające tylne łapy nie tylko poprawiają świadomośc zadu, ale także rozciągają, rozbudowują masę mięśniową, poprawiają równowagę. Można zacząc od zwykłego kołysania psiego zadka podczas gdy on stoi, stopniowo przenosząc się na bardziej niestabilne powierzchnie, takie jak materac czy piasek. Niezwykle pomocna będzie piłka rehabilitacyjna - jednym z cwiczeń jest umieszczenie przednich łap na piłce i delikatne kołysanie nią. Zaleca się także cwiczenie ósemek na dystansach przystosowanych do wielkości psa, który można stopniowo zmniejszac. Po rozruszaniu mięsni można wziąc się za ósemki tyłem, uwielbiam tę sztuczkę!

W artykule szarpanie się szarpakiem jest wspomniane jako równie rozwijające, ale należy pamiętac, by trzymac go poziomo. (Pomyślmy, mając szelciaka można nabawic się kontuzji kręgosłupa ;) Podobnie z chodzeniem i utrzymywaniem równowagi na niepewnej powierzchni - desce położonej na zwiniętym ręczniku na przykład. Na samym końcu wspomniane jest targetowanie tylnymi łapami (uwaga na kręgosłup!).

Ku mojej wielkiej radości autor artykułu wspomina również o chodzeniu po piasku i chodzeniu w wodzie, co potwierdza moją głośno manifestowaną teorię o przydatności urozmaiconych spacerów.

Wzmacnianie mięśni czworogłowych

Tutaj pojawiają się cwiczenia typu "siad" - "stój" - "siad" - 8-10 powtórzeń w 2-3 seriach, czołganie się i ukłony. Podnoszenie bocznych łap - obu czy też naprzemiennie - znakomicie wpływają także na równowagę. Jeśli ktoś nie jest w stanie nauczyc psa takiej sztuczki, warto od czasu do czasu podnosic psie kończyny samemu, trzymac 5-10s, 10 powtórzeń na każdą stronę.

Wzmacnianie mięśni kończyn przednich

Podnoszenie szanownego zadka psa i delikatne poruszanie się w przód i w tył, trudniejszą, ale wiemy, że możliwą ;), wersją jest nauczenie na chodzenia na przednich łapach. Innym cwiczeniem jest umieszczenie psa na kiwającej się desce w pozycji 2/2 ale w taki sposób, by jedna tylna kończyna była na jednym końcu "mini-huśtawki"*, a druga na drugim. Logiczne jest, że ta deska/książka, w zależności od rozmiaru psa, musi byc odpowiednio krótka. Bujamy powierzchnią w prawo i w lewo, przenosząc na zmianę ciężar ciała na prawą przednią łapę i na lewą przednią łapę. Najbardziej rozwijającą mięśnie przednich łap czynnością jest kopanie (spacery, spacery!), które można psu wyklikac.

Wzmacnianie pleców i kręgosłupa

Z konkretnych cwiczeń do tego działu można zaliczyc balansowanie. Potrzebna będzie nam piłka rehabilitacyjna bądź mini-huśtawka* wspomniana w poprzednim akapicie. Umieszczamy psa na piłce/desce (jednak powierzchnia nie powinna byc śliska) przodem do nas i powoli kołyszemy nim na boki. Ćwiczenie ma na celu przenoszenie ciężaru ciała na prawą i lewą stronę, powinno się cwiczyc różne warianty - stój, siad, waruj. Do głowy przychodzą mi również proste cwiczenia rozciągające na smaczka - nakłaniamy psa do dotknięcia głową prawego boku, lewego boku, schowania głowy między nogi, maksymalnego wygięcia do góry bez podnoszenia przednich łap. Ponownie ukłony, obrociki, można spróbowac robic "żabę" - prostowanie tylnych łap w waruju - ale trzeba pamiętac, że jest to cwiczenie wymagające.

Jest także osobny artykuł o cwiczeniach na piłce, na który mam wielki apetyt ;) Należy pamiętac, że większosc z tych zachowań jest dla psa nienaturalne i należy je za to obficie nagradzac. Jeśli zauważymy jakiekolwiek oznaki zmęczenia, cwiczenie powinno zostac przerwane. A jeśli ktoś nie ma cierpliwości do takiego stopniowego uaktywniania różnych partii mięśni, proponuję wyjśc z psem na ciekawy(dla psa) spacer lub złapac za kliker :)



*W Hameryce mają urządzonko zwane BOSU Ballance Trainer, służące właśnie do takich cwiczeń. Jest to piłka do cwiczeń przecięta w połowie z platformą na górze.

29 sierpnia 2011

Z dystansem

Z cyklu jak popsuc sobie bieg na przed-przedostatniej przeszkodzie, seria ta znana jest również pod nazwą "skutki uboczne zmian ślepych - co się dzieje, jak robisz coś, czego nie ogarniasz". Dowód na to, że mój pies jest szybki, a ja kompletnie o tym nie pamiętam. Ja sobie biegnę, Tesia sobie biegnie, biegniemy sobie razem, a jednak osobno... ;)




I tak można podsumowac Finał Pucharu Polski 2011 ;) Tesinek w sobotę biegał dzielnie, starając się nadrobic moje nieogarnięcie spowodowane bieganiem prawie od razu po zapoznaniu, za czym nie przepadam. Jedynie ostatni bieg, agility open był miodzio, m.in. dlatego, że miałam mnóstwo czasu na przygotowanie. Teśka co prawda poślizgnęła się w slalomie, przez co się zdetkowałyśmy - nie poprawiałam, szła jak burza, a poślizg.. siła wyższa. Wieczorem i nazajutrz rano pomarudziłam trochę Marysi i Niuce, skoncentrowałam się mocno i w niedzielę udało mi się przyspieszyc moją procedurę startową, wizualizacje, mental-prep i w ogóle. Nietstety, z Tesinkiem żeśmy się nie dogadały i postanowiła się zemścic za sobotnią kaszanę. Zrzuciła tyczki, zrobiła głupią odmowę, jak nie Tenia. Jednak jedna rzecz wychodziła Tess bez zarzutu - ciasne skręty. Trzeba przyznac, że ostro szlifowałyśmy ogarnianie wykroku i zakrętów podczas skakania, ale nie przypuszczałam, że odniosło to tak wielki sukces!!!

Wrocławskie zawody mają to do siebie, że ląduje na nich totalnie rozleniwiona. Dla mnie to ostatnie zawody wakacji, zakończenie letniego sezonu, co jest smutne, a jednocześnie motywujące. Lista rzeczy do potrenowania przygotowana, agilitowe DVD zamówione, dobytek mojego życia powoli zbiera się w walizkach, a ja nie mogę doczekac się czwartku, przeprowadzki i wypełniania deklaracji członkowskiej klubu Extreme Dog!

24 sierpnia 2011

PPA Sopot

Powinnam chyba bardziej dbac o agilitowe aktualizacje bloga, moja A3 SukSuczka(!!!) tego jak najbardziej wymaga.

13 i 14 sierpnia grzaliśmy dupki w Sopocie na zawodach z cyklu PPA. BAT jak zwykle stanął na wysokości zadania i ściągnął jedyną słuszną pogodę. Było cieplutko, słonecznie i pozytywnie. Torki sędziny, co do której byłam uprzedzona ze względu na jej "popis" na Mistrzostwach Świata sprzed paru lat - Anne Savioja, biegało mi się zaskakująco dobrze. Gorzej z zachowaniem na ringu - kilkoro zawodników zostało dosłownie wypchniętych po poprawieniu strefy, a sama sędzina spóźniła się w niedzielę.

Jako że obecna była Agatka od Nex, całe zawody mamy dokładnie udokumentowane :)

Tutaj obejrzec można nasze przejście z A2 do A3 z pierwszym miejscem:



Tutaj agility open na które poszlam bez zapoznania z torem - upał sprzyja ogólnemu rozluźnieniu i rozkojarzeniu ;) Wybroniłyśmy się dosyc dzielnie, choc większosc przeszkód była dla mnie niespodzianką. Skończyłyśmy na trzecim miejscu, ale niestety w wyniku pomylenia karteczek nie uhonorowano nas podium, a jedynie nagrodą specjalną.



Jumping open z niedzieli, 1 miejsce, bardzo przyjemny, dzięki niemu skończyłysmy na 2 miejscu w łącznej, bo agility open było z odmową (której się w tym miejscu spodziewałam ;)



NIESPODZIANKA!

Ten sam jumping z Frrr, którą sobie bezczelnie wypożyczyłam ;) Jak widac, byłam dosyc przejęta. Na tyle, żeby zapomniec, że Freja nie jest wielkości wiewiórki i potrzebuje więcej miejsca na skok, odkryłam to stojąc i czekając na nią przy tunelu, postanowiłam dzielnie się wybronic i... pomyliłam strony, owszem, potrzebny był krok, ale nie do tyłu, lecz do przodu. To takie niesprawiedliwie, że w momencie zrzucenia tyczki przez człeka otrzymuje się detkę!



Najlepsze zostawiłam na koniec. Oto egzamin A1, który wygrałam Fufrem, zdobywając łapeczkę pierwszego dnia wspólnego biegania :) Najlepsze, ponieważ uszczęśliwiło najwięcej istot - mnie, Anię, Frytkę, no i Tesunię, bo jak ja się cieszę, to ona też.




10 sierpnia 2011

O zaufaniu i kretach

Jako, że jestem przedstawicielką płci pięknej (niewątpliwie ;), pełno we mnie przeciwieństw. Między innymi łapię się na tym, że będąc absolutnie nieufną, zaskakuję siebie swoją naiwnością. Nie pisałabym o tym tutaj, gdyby nie miało to wpływu na moje relacje z czworonogami.

Weźmy sobie taki spacerek. Spacerek jakich tysiące już w swoim życiu popełniłam, po lasach, łąkach i plażach różnych krajów. Spacerki bywają codzienne i niecodzienne, a ja jestem jedyną istotą zapewniającą jakąkolwiek rozrywkę, w postaci piłeczki bądź smaczków, no chyba że rozrywką nazwiemy ciągłe ujadanie Tess - co kto lubi. Na spacerach moje psy są zaskakująco nudne i grzeczne. Nie uciekają, nie łapią dolnego wiatru by podążac za zwierzyną, nie pasą drzew czy przechodniów, nie gonią rowerów. Na ludzi zwracają uwagę tylko wtedy, gdy ludzie usilnie próbują sobie zdobyć ich względy. Taka nijakośc dzisiejszego spaceru pozwala mi włączyć tryb relaksacyjno-przemyśleniowy, powoli odpływam i zajmuję się myśleniem o wszystkim, tylko nie o psach, które przecież grzecznie tuptają koło mnie. Ufam im bezgranicznie, bo wiem, że nie zrobią niczego głupiego.

Dlatego też jestem niezmiernie zdziwiona faktem, że gdy zerkam w dół, widzę Aidusia wąchającego zdechłego kreta. Zdechły kret się nie rusza, więc Aiduś zachęca go do ruchu łapką. Tess uznaje, że skoro Aidi zajmuje się tym czymś, to znaczy, że jest to bardzo bardzo bardzo ważne i ona koniecznie musi zając się tym też. (Dla odmiany?!) zachęca go do ruszania się szczekaniem. Aidi się denerwuje, no bo przecież on sobie poradzi sam, to jego kret, a Tess znowu mu przeszkadza! Aidi niezbyt delikatnie tłumaczy Tesi, że ma się odwalic od kreta. Tesia stwierdza, że na pewno chodzi o to, żebym ja tego kreta rzuciła, więc ona pomoże, ona mi go przyniesie. Wszystko dzieje się dosyc szybko, więc ani ja, ani kret nie mamy konkretnej opinii na ten temat.

Niestety, kret jest naprawdę nieżywy i dlatego przerywam tę fantastyczną zabawę. Tesia jest bardzo zawiedziona, bo "miałaś porzucac... :(", Aidi jest już w świecie zdominowanym przez mniej martwą naturę, a ja po raz kolejny powtarzam sobie, że za dużo we mnie wiary w te dwa małe głupki.

2 sierpnia 2011

European Open 2011

Wraz z Tesinkiem pokonałyśmy miliony kilometrów by uczestniczyc w jednej z największych imprez agilitowych ever. Całe wydarzenie można podsumowac jednym słowem - PRZEFANTASTYCZNE! Złożyło się na to mnóstwo rzeczy: Teśka i jej znakomite bieganie, możliwość oglądania biegów światowej czołówki i wspaniała atmosfera, wspaniali ludzie. Aczkolwiek był to wyjazd z niespodziewajkami ;)

Nasza przygoda rozpoczęła się w czwartek rano, gdy spakowałyśmy manatki po tygodniowym pobycie w górach i wyruszyłyśmy do Wrocławia. U Olgi dokonał się przeładunek nr 2, a po dwóch godzinach przeładunek trzeci do wesołego pyrkowo-spanielowo-wiewiórkowego busa :) Przez większośc drogi padało, tudzież lało, lub też kropiło, ale dobry nastrój nas nie opuszczał. Późnym wieczorem dotarliśmy na nasze pole namiotowe (na szczęście nie padało!) i spotkaliśmy pierwszych znajomych. Organizatorzy sprawili nam niespodziankę w postaci jednego pomieszczenia z czterema natryskami - co oznaczało, że można było wykąpac się w całkiem miłym towarzystwie :D

Piątek był dniem treningowym. Nasz trening wypadał około 12, więc miałam okazję obejrzeć drużyny przed momentem dla Teśki. 1/3 zgłoszonych zawodników z Polski w ogóle się nie pojawiła, więc te pół godziny, które wcześniej wydawały mi się absurdem (co 32 psy mogą poćwiczyc przez pół godziny?!) okazały się wystarczającą ilością czasu by naprawdę dobrze przygotowac psa. Zwłaszcza, że mieliśmy dwa ringi podzielone na pół. Teśka na treningu biegała wspaniale, pomimo sporej publiczności i nadzoru sędziów, dałam radę się skupic na psie, co się ceni ;) Po południu wybraliśmy się na krótką wycieczkę po okolicy, a wieczorem na oficjalne rozpoczęcie. Przemaszerowałyśmy w biało-czerwonej koszulce przez stadion, wpadliśmy do knajpy w zestawie polsko-czesko-słoweńskim i poszliśmy spac, myjąc się uprzednio pod kranem przy stadionie, gdyż prysznice były już nieczynne :D

Wcześnie rano w sobotę popędziłam najpierw pod prysznic, a potem na stadion, obserwowac przebiegi od samego początku. Zawody odbywały się na dwóch boiskach, jeden S/M, drugi L, i na każdym były dwa ringi. W klasie small i medium startowało po 150 psów, w largach bodajże ok. 300, więc było co oglądac. Podczas oglądania nauczyłam się toru, więc na zapoznanie poleciałam tylko by dopracowac szczegóły. O dziwo, nawet nie zżerał mnie stres - czułam się tam trochę anonimowa. Nadszedł czas na nasz pierwszy bieg - jumping individual, sędziowany przez Ericha Huttnera. Zostawiam Teśkę na starcie, staję w odpowiednim miejscu i... go! Wiewióra rusza z prędkością kosmiczną. Niestety, ślizga się w slalomie, więc mamy 5 pkt karnych. Reszta jest idealna, więc, proszę państwa, mój pierwszy ukończony bieg na EO!

Kilkadziesiąt psów później przebudowa toru na sąsiednim ringu na agility, sędziuje Steve Croxford. Torek na zmianę poplątany i szybki, z trudnym - nie dośc że rozproszeniowym, to pod ostrym kątem - wejściem do slalomu. Startujemy z Teśką, pierwszy out na trzeciej hopce idealny, dalej biegniemy pięknie, po tunelu ostrożnie wyprowadzam Tesię na hopkę, zbliżamy się do slalomu i... tunel nas wciąga :) Detka nr 1, ale biegniemy pięknie!


Wieczorem wielki final indywidualny. Przedtem - oczekiwanie na wyniki, przygotowywali je baaaardzo długo, gdy w końcu podali listy startowe, okazało się, że mamy Polaków w finale!!! Wyjątkowo małe trybuny, wszystkie miejsca zajęte, wokół mnóstwo krzesełek, dopchac się do ringu - niemożliwość. Siedzimy więc sobie na barierkach i oglądamy w napięciu. Zaczynają smalliki, początek serpentynowy, po kładce paskudne! wejście do slalomu. Z każdym biegiem robi się coraz ciekawiej, a ja jestem coraz bardziej wdzięczna losowi, że się nie zakwalifikowałyśmy do finału - emocje by mnie zjadły już przy pierwszej hopce. Biegnie bardzo dużo Włochów, jakiś super biały pudel, Iwona z Pipi się niestety detkuje na 4 hopce - a resztę biegnie idealnie! Hans Fried z szelciakiem na czysto, podobnie jak sobowtór Tesinki z Wielkiej Brytanii, wygrywa kundelek-wymiatacz. Niesamowity jest ten filmik, który pokazuje przewagę tego maluszka nad Cirą na prostej.

Przebudowa toru, chmurki, deszczyk, przygotowania do mediumów, napięcie rośnie. Znów paskudne wejście w slalom, dwa tunele pod kładką, ale to przecież finał. Kilka detek na początku, gdy pojawia się pierwszy czysty bieg - publika szaleje, czas do pobicia ok. 34s. Wszystko zmienia się, gdy pojawia się Aqua - wykręca 32.29, publika aż piszczy! Zaraz po nim wchodzi tollerek z Finlandii, który pobiegł na 32.83. Przed startem rozgrzewa się już czołówka. Jari i Frodo mają jedną odmowę, NIEMOŻLIWY szelciak Demeter wykręca 30.10, ale zrzutka, startuje Polona Bonac z Sja, ja obgryzam paznokcie. Kończą na czysto, z czasem o 0.03s lepszym od kelpika!!! Krótko po niej Silvia z La, zaczynają świetnie, ale La wybiera tunel zamiast kładki! Tłumy kibiców prawie płaczą, detka! Następnym zawodnikiem, na którego czekają wszyscy, jest oczywiście Silas. Pomruk zdziwienia - on jest boso! Biegną z Cają pierwszą sekwencję, po tunelu robi jeb! na plecy, ale wstaje i biegnie dalej! Po kładce Caja wpada idealnie w slalom, niedługo potem jeb! ale wstaje i biegnie dalej! Dobiegają do mety i... 32.00!!! Nowy najlepszy czas! Czas na zwyciężce z zeszłego roku, szelciaka Bad Boya, ale po drodze załapuje disa. Silas Mistrzem Europy :) Niedługo potem po stadionie niesie się wieśc, że Silas złamał obojczyk! Jeśli przyjrzycie się dokładnie, na filmiku widac, że jedną ręke ma bardziej sztywną i potwierdzam - w niedzielę miał opatrunek i nie startował. Za to jego kolega z Niemiec pobiegł z Cają i wygrał - oznacza to, że Caja po prostu jest niepokonana. Chyba ogolę Teśkę.

Ale! Przed nami finały large, rozgrywające się na innym boisku. Wszystkie krzesełka wraz z włascicielami podrywają się w górę i biegną, by zając najlepsze miejsca. Usadawiam się gdzieś grzecznie w rogu i czekam. Mamy opóźnienie, więc jest ciemno, ale przyświecają lampą. Troszkę pada. Niestety - pomimo tego, że podobno te finały są najbardziej widowiskowe, wcale nie było tak niesamowicie, raczej mokro i półślepo - do tego dochodził strach o zamknięcie pryszniców ;) Zdarza się dużo zrzutek - pewnie przez błoto. Startują najlepsi, więc zaskakująco niewiele psów nabiera się na tunel pod kładką, wejście w slalom wygląda na proste, ale po obejrzeniu filmików stwierdziłam, że takie nie było. Generalnie - nie zapowiadają psów, mało widac, dodatkowo podczas przebiegu owsika z Austrii gaśnie światło! Finał staje pod znakiem zapytania, ale udaje im się włączyc lampy z powrotem. Jednak klimacik troszkę zepsuty, zawiodłam się ;) Cayenne biegnie niemożliwie płynnie, mega szybka Emma ma odmowę, wszyscy liczą na Audika, zrzuuuucaaa! Solar z błędami, Cirkus z wyjątkowo pechową odmową. Podium dośc zaskakujące, Janita trzyma poziom i ląduje ostatecznie na drugim miejscu, całkiem ładnie pobiegła też Jenny Damm - 4 miejsce. Magda z Maczkiem na 11, co uważam za wielki sukces, zaraz po niej jest wyżej wspomniany owsik Joy, Nina z Salsą 16.

A ja kąpie się w zimnej wodzie bez światła, bo wyłączyli, i w napięciu czekam na biegi drużynowe ;)

W niedzielę do przebiegów podchodzę już bardziej swobodnie, przynajmniej wiem, czego się spodziewac. Z powodu abstynencji zgłoszonych Polaków, organizatorzy wsadzają mnie do drużyny "Dutch Mix", przez co zagadujący ludzie są nieco zdezorientowani i na widok Tesi bawiącej się z ich psem mówią na przykład "you like dutch girls, Azor, don't you?". Do wizualnego zapoznania z torem dochodzi dośc szybko, ponieważ dziś wszystkie S i M biegają to samo. Po napatrzeniu się czas na prawdziwe zapoznanie z torem agility team, a po dopracowaniu szczegółów - na start! Za dużo zaufania do szalonego szelciaka i moja ignorancja w temacie miłości Tesi do strefówek skutkuje detką ;) ale całkiem ładną. Mniej więcej w tym samym czasie Tomek z Lolą biegną jumping, który jest po prostu niesamowity i lądują na 4 miejscu.

Frytunia i ja przygotowujemy się do startu w jumpingu, który z pewnością okaże się naszym ostatnim biegiem na tych zawodach. Wyprowadzam Tesinkę na siku, rozgrzewam, rozciągam i nagle okazuje się, że już wchodzę na start, bo były jakieś przesunięcia. A wiecie, że jak początek jest mało ogarnięty... TO KOŃCZY SIĘ TOR NA CZYSTO! Tak, nasz czysty przebieg, jumping drużynowy, którego nie widział nikt ze znajomych, a co za tym idzie - nikt go nie uwiecznił ;) Wieczorem okazuje się, że miałyśmy w tym przebiegu czas zbliżony do La, lepszy od Pipi, sekundę gorszy od Bravki. Tak więc zawody dla mnie dobiegają końca, ale za to w jakim stylu!

Nasuwa się pytanie, czy czekamy na finały? Ba, oczywiście, że tak! Gabi Steppan ustawia coś mega skomplikowanego i pokręconego, zasady są równie pokręcone - każdy pies biegnie kawałek toru w sztafecie, a detka na którymkolwiek etapie wyklucza drużynę. Obstawiamy, że może się zdarzyc, że ani jedna z dziesięciu drużyn nie pobiegnie tego na czysto, i wszystko na to wskazuje, dopóki na torze nie pojawia się drużyna ze Słowenii ;) Są zdecydowanymi faworytami, aż nagle fińscy robo-przewodnicy i fińskie robo-psy ustanawiają nowy najlepszy czas! Mamy najlepszą drużynę S/M :)

Skoro zostaliśmy na finały maluchów, nie można odpuścic largowych! Zaczyna się od dwóch włoskich drużyn, z których jedna kończy disem, a druga ze zrzutką. Drużyna ze Słowenii - detka. Na starcie pojawia się Chorwacja, Żelek otwiera sztafetę, Tip biegnie niesamowicie i zaczynam rozumiec, dlaczego jego ojciec jest tak sławnym reproduktorem. Po nim Myf i Marekovic, biegną wciąż na czysto, Eldy też, napięcie rośnie, bieg drużynowy kończy kelpik, napięcie rośnie i... kelpik zrzuca i ma jedną odmowę, ale czas przyzwoity. Publicznośc szybko zapomina o chorwackiej drużynie - następni są Finowie. Janita i Jaakko prowadzą psy pewnie, a psy odwdzięczają się tym samym, jakby właśnie do tego zostały stworzone. Jako jedyni!!! kończą tor na czysto, a ja nawet nie jestem w stanie opisac tego przebiegu, tak wielkie robił wrażenie. Reszta drużyn, które w kwalifikacjach wypadły lepiej, detkuje się, tak więc w tegorocznym European Open triumfują Finowie!

Mój powrót do domu trwał od niedzieli wieczór do poniedziałku w nocy, ale to raczej mało interesująca częśc. Zdecydowanie było warto i już deklaruję, że w przyszłym roku, naturalnie, wybieramy się również.

24 lipca 2011

Komenda: bądź

Wraz z Tesinkiem siedzimy sobie w Jagniątkowie, uroczej wsi pod Jelenią Górą. "Siedzimy" to określenie, które może wprowadzic państwa w błąd ;-) albowiem cały dzień spędzamy na górskim szlaku, a w pozycji siedzącej przebywamy wieczorami. Właściwie jest to bardziej pozycja horyzontalna agonalna, dzisiaj położyłam się od razu na podłodze, gdyż te dwa metry dzielące łóżko od drzwi okazały się niemożliwe do pokonania. Tess była zachwycona, od razu przyniosła mi piłeczkę!

Górskie wędrówki mają to do siebie, że oprócz wentylowania płuc, wentyluje się również umysł. Po kilku dniach czuje się rozluźniona, otwarta i pozytywnie nastawiona do życia. Wydaje się również, że jestem o wiele bardziej tolerancyjna - mniej wymagam od siebie, mniej wymagam od psa. Cieszę się niezmiernie, że przewlokłam Tesię przez mnóstwo cwiczen na samokontrolę, dbałam o jej socjalizację, ponieważ dzięki temu jest bezproblemowa w podróży. Potrafi się zrelaksowac w obcym miejscu, grzecznie czeka na komendę zwalniającą i nie jest wtedy spięta czy zestresowana - po prostu czeka - zainteresowana i cierpliwa. Jest to zasługa trochę cwiczen Susan, a trochę moich logicznych rozwiązań problemów dnia codziennego, bo mój pierwszy, pierwszy pies również musiał kontrolowac się w różnych sytuacjach czy byc odwoływalny. Wtedy o szkoleniu psów wiedziałam znacznie mniej i zdaje się, że zaczęłam od złych lektur ;-) Magia Susan polega przecież na tym, że pies chce coś zrobić, a nie jest do tego zmuszany. Cieszę się jednak, że doświadczyłam wielu sposobów, uczyłam się na błędach, sprawdziłam trochę metod i zapożyczyłam troszkę od każdego, opierając szkolenie tudzież wychowanie na tym, od czego to się zaczęło - miłości do psów.

Uwielbiam pracować z psami, dlatego nauka jest dla nas przyjemnością. W natłoku siadów, zostawaniów i innych tego typu trendów nie zapomniałam o przyuczeniu futrzaka do pełnienia najważniejszej funkcji w jego życiu. Gdy jestem w takim miejscu jak to, pragnę tylko, żeby mój pies bezbłędnie reagował na jedną komendę - "bądź". Chcę z nim spacerowac, moczyc łapki w strumykach, podziwiac widoki i robic zdjęcia ("Chodź, Teśka, zrobisz sobie fotkę z Łabskim Szczytem w tle!"). Włączamy opcję "relaks", odziewamy się w szelki/wygodne buty i wędrujemy.

17 lipca 2011

Work=play=work

"Work=play=work" to fragment maila, którego dostałam od Susan Garrett. Jakkolwiek szpanersko by to nie brzmiało, to jedynie newsletter :D, jednak uwielbiam fakt, że takie złote myśli pojawiają się dokładnie wtedy, gdy tego potrzebuję.

Naprawdę uwielbiam pracowac z psami i robię wszystko, by one uwielbiały pracę ze mną. Uwielbiam wymyślać nowe sztuczki, jakieś trudniejsze sekwencje, czy gubić klucze na spacerze i pozwolić mojemu psu je odszukać i przynieść. Radość z każdego sukcesu, sukcesiku jest ogromna! Jednakże wszyscy popełniamy błędy (i błędziki ;) i raz na jakiś czas przytrafia się porażka. Czy w tym momencie można byc na tyle zdystansowanym i stabilnym psychicznie by pamiętać, że to tylko zabawa? Czy jest możliwy na tyle niezawodny mental-prep, by nawet nie pomyśleć o tym, że moglibyśmy się czuć zawiedzeni, źli, niezadowoleni? Czy da się zawsze śmiac z pomyłek naszych podopiecznych?

Wyniki, jakie osiąga nasz pies, nie mają teraz wpływu na na przykład liczebnośc i stan stada owiec, jak to zwykło bywac w przeszłości. Rezultaty w agility - czas, punkty karne - te liczby znaczą coś dla nas, nie dla naszego psa. On wiadomośc o czystym, satysfakcjonującym przebiegu otrzymuje od przewodnika! Jako osoba niezwykle ambitna i uparta uważam, że jeśli człowiek się czymś zajmuje, powinien robic to jak najlepiej potrafi. Jednak gdzie leży ta granica między doskonałym przebiegiem z psem a przebiegiem z doskonałym wynikiem? Wierzę, że da się byc niezawodnym zawodnikiem z zachowaniem zdroworozsądkowego podejścia do własnego towarzysza. Czasem też myślę, że niektórzy powinni zastanowic się, co zrobiliby, gdyby wylądowali z psem na pustyni, czy myślałbys o swoim przyjacielu tak samo?

PS. Rozważanie spowodowane urlopem sportowym ze względu na cieczkę, Tesia albo śpi, albo podrywa spanielkę Maję.

1 lipca 2011

Choruję na mudika

Na wstępie chciałam zakomunikowac, że wyrażenie "choruję na mudika" nie oznacza, że mam zarezerwowanego szczeniaka i za tydzień takowego odbieram. Nie oznacza on również "znudził mi się pies nr 1", jak to niektórzy mają w zwyczaju komentowac wprowadzanie do stada nowego osobnika. Żadna ilośc psów nie działa na szkodę czworonoga, o ile ma się wystarczającą ilosc czasu, by pracowac z każdym z osobna i z wszystkimi razem. Wszak psy to zwierzęta stadne i w grupie czują się znacznie lepiej.

Moja mudikowa choroba jest związana z agility oczywiście. Wykopałam skądś genialną mudiczkę z Węgier - Pletykę z Rebeką Rady. Suczka podoba mi się niesamowicie, jest szybka, ale i dosc ładnie zakręca, wymagało to chyba trochę pracy od przewodniczki. Tej pani przedstawiac chyba nie trzeba, ale musi pojawić się w spisie genialnych mudików. Dzięki opowiesciom Polony na seminarium mam wrażenie, że poznałam Sja osobiście i zakochałam się w jej osobowości. Wiele historii brzmiało bardzo znajomo i wydaje mi się, że Tess ma podobny charakter. Obie są wrażliwe, niezwykle przywiązane do przewodnika. Obie mają "ups and downs" i wymagają wyrozumiałości i odpowiedniego prowadzenia, by dac z siebie wszystko. Niestety, ja nie jestem na tyle mądrą życiowo i psio osobą jak Polona, ale ona sama mówiła, że wiele nauczyła się właśnie dzięki małej Sji, więc jest nadzieja! Urocza jest również Kiki, którą widziałam na zawodach na Słowacji. Wniosek z tego jest taki, że z mudikami biegają blondynki ;)

Zachwycają mnie opisy, które mówią, że mudi ma w sobie coś terrierowatego, ponieważ moim zdaniem idealnym psem byłby właśnie owczarek pomieszany z terrierem. Od owczarków wzięłabym chęc współpracy, skupienie na zadaniu, sposób myślenia, a od terrierów upartośc, zadziornosc i nieustępliwośc w dążeniu do celu. Ale... psy idealne są nudne ;)

Dla zaciekawionych tematem artykuł Polony na temat mudi i owczarków chorwackich.

PS. Najbardziej zniechęcają mnie te ich loczki... Są obrzydliwe!

28 czerwca 2011

Agilitując na Śląsku

Nie pisałam dosc długo agilitowych elaboratów, gdyż aktualnie szlifuję techniczne niuanse. Jestem bardzo zadowolona z Teśkowego biegania - coraz częściej odnoszę wrażenie, że doskonale się rozumiemy i Tesinek uważnie czyta moje rozpaczliwe sygnały.

W ostatni weekend, podobnie jak i dwa tygodnie temu, byliśmy na zawodach agility na Śląsku. Podziwiam sama siebie, że chce mi się tłuc tyle godzin, by trochę pobiegac z psem i spotkac się z równie niezrównoważonymi ludźmi ;) To się nazywa pasja! Wrażenia są nieco rozbieżne - dwa tygodnie temu wybiegałyśmy dwie łapki do A3, czyste agility open z ładnym czasem - na kwalifikacjach do MŚA, więc nawet załapałyśmy jakieś punkty, a teraz zdisowałam obydwa egzaminy, ale nie detką w stylu Teśkowym, czyli idealny bieg z momentem "OOO!" i dyskwalifikującym, tylko po prostu brzydką detką. Byc może to kwestia mojego rozpaczliwego unikania przechodzenia do A3, bo nie chce wrzucac mojego młodziutkiego Tesinka na głęboką wodę. Nic dobrego by z tego nie wyszło - dużo zakrętów działałoby spowalniająco i, o zgrozo, zniechęcająco. Pobiegamy sobie w A2, gdzie można próbowac nowych rzeczy, a torki są wymagające, ale nieskomplikowane.

W ostatni weekend poszalałyśmy w openach - dwa agility open na czysto po mistrzach Pipi i Sunday, jumping z detką w BARDZO Tesim stylu - ale przebieg był piękny!, zbierając punkty do podsumowania Mistrzostw Śląska. Niestety, z powodów odległosciowych musiałyśmy wyjechac wcześniej i ominął nas jeden bieg, przez co Teśka nie została Silesia Championem ;) Ale biegi mi się podobały i w związku z tym, że biegam dla biegania, a nie dla tytułów, jestem zadowolona.

Poza tym, gdybyśmy teraz zgarniały wszystkie możliwe nagrody, a nasze przebiegi byłyby idealne, to nie miałabym do czego dążyć, prawda? Do wszystkiego dochodzi się etapami.

Kto się tak pięknie detkuje? :)
http://www.youtube.com/watch?v=ZehnniKe4Wk

I jeszcze coś sprzed dwóch tygodni:
agility open - http://www.youtube.com/watch?v=HhD5sRzyZr8
SA2 - http://www.youtube.com/watch?v=Nbz7o6fdty0

21 czerwca 2011

Czerwcowo zdjęciowo

Dawno nie było fotopostu, więc postanowiłam to naprawic! :D



























Podczas gdy Aidi jest urodzonym modelem, Tesinek prezentuje całą gamę idiotycznych poz, min i wszystkiego. Ale i tak jest najsłodszym prawie-smooth-sheltie na całym świecie!

10 czerwca 2011

Pies w wielkim mieście - Londyn

Dzięki mojej pasji miałam okazję byc w przeróżnych miastach Polski, chociaż zazwyczaj oglądałam tam tylko stadiony i hotele ;) Postanowiłam więc wybrac się do miasta, w którym zobaczę coś więcej, niż tylko psie rewelacje. Poleciałam do Londynu, metropolii, która kojarzy się z wieloma rzeczami, ale na pewno nie psami. Poleciałam, by przekonac się na własne oczy i oto teraz jestem gotowa wydac sprostowanie!

6 milionów mieszkańców przeróżnych narodowości i umaszczenia, niezliczona ilosc sklepów i piętrowych autobusów. Wielki Ben, Westminster, Tower Bridge i inne urocze zabytki. A pośrodku tego dzielne psy, które pomimo londynskiego smogu wiodą szczęśliwe życie :)

Londyn jest miastem umiarkowanie przyjaznym psom. W samym miescie jest mnóstwo parków, w których nie tylko dozwolone jest spacerowanie z psem, ale także spuszczanie ich ze smyczy! Parki londyńskie są niezwykłe - zachowana jest tam równowaga pomiędzy równiuteńko przyciętą trawką, a obszarami stylizowanymi na dzikie łąki. Na drzewach wiewiórki, przy jeziorkach kaczki, gęsi i inne ptaszyska, które widziałam po raz pierwszy. A na trawach brak kup.

Oczywiscie jesli ktoś zamieszkuje ścisłe centrum, może byc cięzko, ale w przeciwnym razie - posiadanie psa nie jest niczym niezwykłym. Zarówno autobusami, jak i metrem, można podróżowac z psem, mało tego - nie trzeba za to płacic. Wystarczy wyjechac kilometr od miasta, a już znajdziemy się na uroczym pustkowiu, malowniczych brytyjskich nizinach. Cudnie!

Byc może to moja kuzynka zaaranżowała całą wycieczkę w ten sposób, usiłując namówic mnie do rozważenia pomysłu zamieszkania tam na stałe, możliwe, jednak Londyn wydaje mi się miastem absolutnie wolnym, także pod względem posiadania czworonoga. Drogim, owszem, ale nikt tam nie spojrzy krzywo na nikogo, a jeśli ktoś już się przygląda, można byc pewnym, że robi to z uśmiechem na twarzy. A niektórych kawiarni na przemieściach pilnują bordery, naprawdę!

25 maja 2011

Bo gdy się trenuje agility...

... to całe życie psa wygląda inaczej. To zdanie naprawdę nie wynika z tego, że jestem w agility bezgranicznie zakochana i praktycznie połowa mojego życia z psami obraca się wokół tego, skądże znowu ;) Wnioskuje to z tego, że po pierwsze pies uprawiający sport ma inną kondycję fizyczną. Dlatego też ważna jest regularna dawka ruchu, optymalne porcjowanie wysiłku fizycznego, rozgrzewki i tym podobne rzeczy. W wyniku niezrównoważonej ilosci ruchu pies może kulec, odczuwac ból mięśni, dyskomfort fizyczny. Mając przy tym na względzie to, że nie powie on "hej, trochę się zmęczyłem, może zrobimy przerwę?" bywa to niesamowicie trudne. Przekonałam się o tym niedawno, fundując Tesi okresową kulawiznę, która przeraziła mnie nieco, nakłoniła do wcześniejszego RTG bioderek (HD A/A) i wizyty u neurologa. Chociaż okazało się, że wszystko jest w porządku, jeszcze większą uwagę przykładam do tego rozważnego biegania, pomimo tego, że nigdy nie zaniedbywałam rozgrzewek ani opcjonalnego przemęczenia fizycznego.

Inna sprawa to samo samopoczucie psychiczne. Ruch na świeżym powietrzu uspokaja, dostarcza więcej tlenu, usprawnia krążenie, przez co czujemy się orzeźwieni i szczęśliwi. Z psami jest podobnie, z tym że fundując im pracę fizyczną połączoną z zajęciem dla umysłu, sprawiamy, że czują się potrzebne. Jestem zwolenniczką poglądu, że niektóre instynkty nie wygasają i psy nadal mają potrzebę służby. O ile skuteczniejsza i przyjemniejsza jest praca na torze od bezsensownego pilnowania kapci!

Jeśli chodzi o więź z psem, to moim zdaniem nie jest to oczywiste. Działa to trochę jak system naczyn połączonych - zarówno więź pomaga na torze, jak i ją umacnia, ale nie można liczyc, że z momentem pierwszego treningu powstanie nierozerwalny, nadrzędny dla psa związek właściciel-pies. To, co dzieje się poza torem, ma ogromny wpływ na zachowanie na torze. Treningi agility nie są lekarstwem na brak zrozumienia między przewodnikiem a czworonogiem. To tylko jedna z doskonałych dróg do osiągnięcia cudownej relacji wraz ze swoim psem.

PS. Tesia jest w A2 ;)

22 lutego 2011

Lepiej gdy pies jest

Lepiej jest psa miec, niż nie miec. Z posiadania psa wynikają prawie same korzyści. Owszem, czasem się człowiek nachodzi, bo wyprowadzic trzeba, jeśc dac, piłkę rzucic - a w przypadku Aidka samemu ją sobie potem przyniesc). Ale:

- jeśli człowiekowi spadnie coś do jedzenia, to nie musi tego sprzątac, bo zje to pies (nie dotyczy rzeczy ogólnie przyjętych jako szkodliwe dla psa)

- jeśli człowiekowi udało się czegoś nie upuścic i aktualnie znajduje się w fazie konsumpcji, to na pewno nie spożyje tego do końca, bo wpatrują się w niego ślepia psa-który-nie-jadł-od-miesiąca-a-właściwie-to-nigdy, a co za tym idzie - zrzuci zbędne kilogramy!

- jeśli człowiek jednak czuje potrzebę upuszczenia czegoś, to może byc to na przykład rękawiczka na spacerze, a pies (nie Aidi!) z radością ją znajdzie i przyniesie, lecz

- jeśli człowiek nieświadomie zostawia różne rzeczy typu ogryzki, chusteczki do nosa, notatki, skarpetki w miejscu osiągalnym dla psa, automatycznie przystępuje do programu "Domowy Recykling", w ramach którego pies niepostrzeżenie anektuje przedmioty objęte programem. Ekologiczny pies zwalcza bałagan, dbając o dobre samopoczucie właściciela! Ów przedmioty już nigdy nie będą wyglądac tak samo...

15 lutego 2011

Kwalifikacje do MŚ Agility Syców

Tesinek Mistrzem Wszechświata, albowiem mamy dwie, DWIE łapki do A2! Oznacza to dwa czyste, wygrane przebiegi na drugich zawodach openowych. Chociaż zawsze wiedziałam, że Tesia jest genialna, nie przypuszczałam, że aż do tego stopnia ;)

Oprócz owych dwóch egzaminów nie mamy się zbytnio czym chwalic. Biegi openowe bez sukcesów, za to z bardzo przyjemnymi akcentami, typu WSZYSTKIE zaliczone strefy. Palisada jest bez zarzutu, huśtawka do dopracowania, kładka również. Były też sekwencje, które wyszły dokładnie tak, jak zaplanowałam, i nawet ładnie to wyglądało.

Zdecydowanie muszę nauczyc się ufac własnemu psu. Mamy świetnie zrobiony slalom, no może oprócz tego, że cwiczony na 10, a nie 12 tyczkach, przez co Teśce zdarza się zaprotestowac (tak, ten pies liczy ;) Cudowne wejścia, absolutnie niezależnie - ja stoję, za pies zapierdziela. Nie mam więc pojęcia, dlaczego nie potrafiłam z tego skorzystac, zakładając, że nie wyjdzie tak, jak miało. Następnym razem nie przyblokuję mojego psa tylko dlatego, że wydaje mi się, że ona nie da rady. Bo już nie raz udowodniła, że potrafi. Dowód :)

8 lutego 2011

Strefki, strefki

Dziś z sukiem pobiegałam po raz ostatni przez zawodami kwalifikacyjnymi. Chciałabym móc powiedziec, że jadę absolutnie for fun, ale nie da się ukryc, że marzy mi się łapka i może jakiś ołpenik na podium. Poza tym przed nami wspaniały weekend, spędzony pośród zapsionych ludzi i ich kudłaczy wszelakiej maści, w pobliżu cudownego miasta, które stanie się naszym miastem już za kilka miesięcy :)

Poza tym, że biegałam, obserwowałam Tesinka bardzo uważnie, gdyż od września zeszłego roku cwiczyłyśmy pozycję 2o2o. Najważniejsze było dla mnie zrozumienie pozycji i sensu zatrzymywania się na strefie. Początki były trudne, ale dogadałyśmy się na tyle dobrze, że Tess biegnie do samego końca, zatrzymując się czasem ostatnim pazurkiem. Odpowiada mi to - wiem, że chce jak najszybciej wykonac zadanie, nie skrada się, nie robi idiotycznych wygibasów i jest niezależna ode mnie. Gdy tylko skończą się wszystkie egzaminy, wykupię abonament na torek, zatankuję focusika do pełna i będę codziennie po śniadaniu cwiczyc kładkę, żeby wypracowac zarówno biegane, jak i zatrzymywane ;) Marzy mi się to od dawna, a właściwie od seminarium z Magdą Ziółkowską, i jest to do zrobienia - patrz Kisa i Polona Bonac. Biorąc pod uwagę łatwośc, z jaką Teśka nauczyła się 2 na 2, może nam się udac.

Cwiczyłysmy jeszcze niezależne wysylanie naprzód, gdy przewodnik praktycznie stoi, i oficjalnie stwierdzam, że Nigel byłby z nas dumny. Zresztą po obejrzeniu tego filmiku stwierdziłam że to wstyd, żeby pies nie potrafił się wysłac na kilka hopek czy przez hopka-tunel-hopka.

Tak więc jeśli pańcia czegoś nie spieprzy, to Tesinek da radę.

5 lutego 2011

Naturalizm w praktyce

Naprawdę niezmiernie szkoda mi osób, które marzą o psie, a takowego gatunku posiadać z różnych powodów nie mogą. Obserwowanie moich burków nie tylko dostarcza mi codziennej rozrywki, ale i leczy z konsumpcyjnych poglądów na świat. Podczas najsilniejszej pizgawicy na świecie wystarczy godzina spędzona po kostki w błocie, by czuc się całkowicie oczyszczonym, aż miło się robi. Bardzo wywietrzonym przy okazji, ale warto.

Aidek jest psem myśliwskim, Tesia pasterskim, i nie trzeba byc wielkim kynologiem, by dojśc do takich wniosków. Wystarczy piętnaście minut spaceru, a Dunio puszcza się w pościg za zająco-sarno-dzikami (nigdy nie wiem, co on właściwie goni?), a Tess za nim. A może jednak obok niego. I obiega go raz jeszcze. I podgryza. I się drze. I tak w kółko.

Może to nic wielkiego, może to takie oczywiste, takie naturalne, takie mało zaskakujące, jednak uwielbiam na to patrzec. Dla ludzi, którzy nie zeszli na psy, moje zachowanie jest nie do wytrzymania - zachwycam się każdą rzeczą, które zrobią te głupie ogony. I nie zamierzam tego leczyć!!!

10 stycznia 2011

Trzy kolory

Z serii trzy kolory, a właściwie trzy stany emocjonalne.

Po pierwsze: podekscytowanie.

Na myśl o niesamowicie atrakcyjnych seminariach agilitowych, na które udało mi się bezczelnie wkręcic, przechodzą mnie ciarki po plecach. Jeszcze nigdy nie cwiczyłyśmy tak często pod okiem tak znakomitych zawodników i po prostu nie mogę się doczekac! Korzystając z chwilowych podtopów udało nam się wkręcic na teren i pobiec kilka sekwencji, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że Teśka jest mistrzem wszechświata. Więc pozostaje tylko odliczac dni!

Po drugie: nadzieja.

Z nadzieją spoglądam przez okno, marząc o tym, by w tym roku nie spadł już ani jeden płatek śniegu. Żaby temperatura rosła i rosła, a świat ocieplał się i wysychał. Może jak się tak mocno na tym skoncentruje, to się spełni?

Po trzecie: irytacja.

Niezmiernie denerwuje mnie Teśka, a właściwie jej cieczka. A właściwie to Aidi i jego reakcja na cieczkę. Mój wykastrowany pies stał się największym podrywaczem, jakiego gościła ta wieś. Mój pozbawiony jąder pies zaleca się do mojej nieletniej suki. Mój absolutnie niemęski pies próbuje stanąc na wysokości zadania i udaje mężczyznę. Właściwie, to jest to nawet zabawne. Zwłaszcza gdy sytuacja wymaga zachowania powagi ;) W razie W, we're safe.


zdjęcia aktualne, bowiem nas roztopiło