18 lutego 2010

Fotozima

Wypadałoby umieścic fotki pokazujące jak urocza jest zima na Dzikim Zachodzie.



Od lata niewiele się zmieniło - owczarkowa wciąz zagania Dusiaka.



Co Duniowi zazwyczaj troszkę przeszkadza.





Czasem bardziej niż trochę ;)



Biedny Duś!



Ostatnio znalazła sobie nowe hobby, bo pędzenie na łeb na szyję za Dusiowym, podgryzanie go i darcie ryja wniebogłosy już nie jest trendy. Teraz na topie jest uprawianie kradziejstwa.









Biedny Duś!




14 lutego 2010

Socjalizacja. I co potem?

Decydując się na szelciaka, miałam w głowie ambitny plan wychowania go na dzielnego owczarka-sportowca. Nie mogłam patrzec na egzemplarze tych psów pracujących, które bały się własnego cienia, a na widok psa większego od siebie zaczynały jazgotac. W związku z tym bardzo dużą uwagę przyłożyłam do socjalizacji szczeniaka, skupiałam się na kontakcie z innymi psami i ludźmi, starałam się ostrożnie wprowadzac w różne dziwne, stresujące sytuacje, by umiała sobie z nimi poradzic w przyszłości.
Tesiek więc od najmłodszych swych dni szczenięcych spotykał masę ludzi, był głaskany przez tysiące różnie pachnących rąk i obwąchiwany przez masę różnych wielkości nosów. Zaliczyła podróże tramwajem, pociągiem, była na zawodach i wystawie, zabierałam ja treningi. Pracowałam też nad skupianiem uwagi w miejscach, gdzie pies bywa podniecony i sytuacjach, które rozpraszają jego uwagę.
Moja młoda panna ma już prawie rok. Obserwując jej zachowanie staram się ocenic, czy wszystko zrobiłam jak należy, czy mój pies na pewno jest dobrze zsocjalizowany? Przez ten cały czas wydawało mi się, że tak, że i owszem, a ostatnio naszły mnie pewne wątpliwości.
W niektórych sytuacjach radzi sobie świetnie, a czasem zachowuje się jak małpiatka z zoo. Przy pierwszym kontakcie z psem jest zachwycona, odstawia pokazy synchronicznego majtania ogonem i tyłkiem, potrafi też przyjaźnie psa zaczepić. I tak cieszą się dwa stworzenia, do chwili aż towarzyszowi zabaw nie przyjdzie do głowy zajrzeć Tećce pod ogon. Wtedy idą w ruch ząbki, futro robi hałas i kończy się zabawa. Jej zachowanie nie jest regułą. Trudno stwierdzic, czy dziś jest Dzień Miłości do Piesków czy może Dzień Jazgotu. Pamiętam, że taki sam problem miała Tośka(pies z przeszłością) i udało mi się nauczyc ją jedynie obojętności.
Tess nie trzeba obojętności uczyć - w zasadzie inne psy ma głęboko w poważaniu, przecież to bardzo zajęta sunia pracująca, ona skupia się raczej na tym, co robię ja niż inne psy. Kontakty nawiązuje tylko zapraszana do zabawy przez inne psy.
Po wnikliwej obserwacji MOICH reakcji i MOJEGO zachowania, nie doszłam do żadnych sensownych wniosków. Więc, trudno sie przyznać - od jakiegoś miesiąca mam zupełny mętlik w głowie. Przyszedł mi do głowy pewien pomysł, eureka, odkrywcza idea, że byc może to za sprawą dojrzewania mojej suczy odbija. Nie chcę zwalac wszystkiego na naturę, fizjologię, rzeczy zupełnie ode mnie niezależne, ale wszystko wskazuje na to, że to właśnie dlatego. Inną przyczyną może byc agresja lękowa, która też mi przyszła do głowy, ale wskazywałaby na moją kompletną porażkę.
Źródła problemu szukam bardzo wnikliwie w moim zachowaniu, bo Tesiek jest bardzo podatna na moje nastroje - dlatego muszę przy niej bez przerwy kontrolowac moje emocje. Wiedziałam, że jest to rasa o b. wysokim poziomie reaktywności emocjonalnej(patrz: oceny osobowości psów) ale nie spodziewałam się, ze znajduje to tak wielkie odzwierciedlenie w życiu codziennym z tym psem. Mam przez to wrażenie, że Tess jest słaba psychicznie. Jest sunią szkoloną pozytywnie, ciągle nagradzaną, a mimo to mam wrażenie, ze bez mojego(lub Aidkowego) wsparcia sobie nie radzi.
Sheltie są cudowne i każdy dzień z Tess utwierdza mnie w tym przekonaniu. Jedynie ta ich delikatnośc, nieśmiałośc i niepewnośc siebie mi nie leży zupełnie. I choc starałam się na to wpłynąc, genetyki chyba nie pokonam.

8 lutego 2010

Ślisko

Mam oficjalnie dośc zimy. Dośc śniegu. Dośc mrozu, wiatru, zaczerwienionych policzków i szczypania w uszy. Mam dośc ubierania Dusiaka w derkę. Odkopywania rzutki tudzież piłki zakopanej w śniegu. Odkopywania samochodu na parkingu. Odkopywania autobusu na przystanku. Odkopywania samej siebie na chodniku.

Tak pięknie sobie zaplanowałam cwiczenia - z Teśkiem trochę frizbowych, nauka wysyłania naprzód, bo ostatnio coś nam to nie wychodzi(chyba że do tunelu - to zawsze i wszędzie ;). Całe szczęście, że korytarz z tyczek do slalomu(metodą tunelową) jest już tak wąski, że Mała nie może go pokonywac na pełnym speedzie. W przeciwnym razie - z pewnością straciłabym życie, albo chociaż nogę, podczas próby dogonienia psa. Jest bowiem nieprzyzwoicie ślisko - w miejscach, po których da się chodzic, oczywiście. A że miejsc takowych jest mało - jakieś 2% powierzchni Polski - to już inna sprawa.

Pozdrawia absolutnie rozżalona i zmęczona zimą właścicielka dwóch psów mających wszystko, łącznie z zimą i śniegiem, w głębokim poważaniu. Maja gratis.

5 lutego 2010

Technika skoku

W związku z odrobiną wolnego czasu postanowiłam pomęczyć psy ćwiczeniami na technikę skoku. Zabrałam się do tego dosyć nieporadnie, bo po raz pierwszy. Na pierwszy ogień poszedł Dunio, któremu takie ćwiczenia są naprawdę potrzebne - skacze za wysoko, z dużym zapasem, marnując cenne sekundy. O ile zazwyczaj na treningach jest szalonym latającym psem, to w zimie, na śniegu, upakowany w ubranko, nie ma ochoty na takie szaleństwa. Podejrzewam więc, że ładne skoki wynikały nie z ćwiczeń - setpoint wg Susan Salo, a jedynie z niesprzyjających lataniu okoliczności. Tak czy siak, skakał poprawnie, co udało mi się uwiecznic na filmiku(do którego montażu nie mogę się zabrac...).

Potem zajęłam się Futrem, które, wyjąc w domu, usilnie domagało się uwagi. Tesia skacze od początku ładnie - myślę, że to zasługa tego, że od malusieńskości pokonywała przeszkody z tyczką leżącą na ziemi. Wysokości hopki rosła sobie stopniowo wraz z psem, więc nie mam powodów do narzekań. Mimo to przegoniłam ją parę razy, niech też coś ma z życia.
Tessowej przebiegi jakoś łatwiej mi było sklecic i tak narodził się ON - filmik upamiętniający dokonania futrzaka z dnia 4.02.2010.

4 lutego 2010

Zaspa po zaspie

Ostatni weekend spędziłam w najpiękniejszym mieście w Polsce, we Wrocławiu. Wypoczywałam, zwiedzałam, troszkę pobalowałam i popadłam w absolutny zachwyt. To z pewnością nie była moja ostatnia wizyta w tym mieście. Ale na razie moje plany na przyszłośc pozostają tajemnicą ;)

Jako że psy zostały w domku, rozleniwiły mi się strasznie. Stęskniłam się za nimi okrutnie, brakowało mi tego Tessowatego rozdartego pyska i Dusiowej mordki. Podczas drogi powrotnej myślałam tylko o moich potworach, spacerach i innych przyjemnych rzeczach związanych z zimą na wsi. Nie mogłam się doczekac, aż zabiorę je na dłuuugą wędrówkę po śnieżnych zaspach i pozwolę biegac do utraty tchu.

Jak planowałam, tak zrobiłam. Ba, nawet udało mi się udokumentowac częśc spaceru. Pierwszą częśc. Druga bowiem okazała się przeprawą na miarę eskimoskich wędrówek po Alasce. Wybraliśmy się na spacer tą samą trasą co zwykle, przekopując się przez zaspy śniegu. Początkowo spacerowaliśmy radośnie po drodze leśnej, biegając za piłką(psy) tudzież podziwiając widoki(ja). Postanowiłam wrócic niecodzienną trasą, wiodącą przez polanę często odwiedzaną przez sarny. Choc dośc często podążam ich śladami, mam świadomośc, że tereny, z którego my czerpiemy tyle radości, są dla nich schronieniem i miejscem, w którym powinny czuc się bezpiecznie. Przy takiej pogodzie psy nie są w stanie wyniuchac ani jednego zwierzęcia, nie mówiąc już o pogoni za sarną czy królikiem. Tak więc jesteśmy całkowicie nieszkodliwi dla leśnej fauny ;)

Droga, którą wracaliśmy okazała się całkowicie niemożliwa do pokonania. Zaspy sięgały mi do pasa, psy zakopywały się z kazdym ruchem coraz bardziej. Do tyłka Tess przyczepiały się kulki śniegowe nieziemskich rozmiarów, cięższe od niej samej. Aidka trudno było dojrzec pośród ogólnego zaśnieżenia. Majka bawiła się w słonika Jumbo, wachlując uszami przy każdym skoku. I tak pokonywaliśmy zaspę po zaspie, a końca nie było widac. Gdy w końcu udało nam się dotrzec na główną drogę, padnięte psiaki ledwo ruszały łapami...

Wymęczone i szczęśliwe spały do wieczora, łaskawie zwlekając się z kanap na kolację.

Tak oto spacerowaliśmy.