20 czerwca 2010

MWPR Szczecin - niekoniecznie o wystawie

W ten, obecnie leniwie kończący się weekend, odbyła się Międzynarodowa Wystawa Psów Rasowych w Szczecinie. Nie mogłam sobie pozwolic na nieobecnośc na wystawie w moim mieście, choc kilka razy zastanawiałam się nad wycieczką do Poznania. Cóż, chęć robienia szoł była silniejsza niż chęć oglądania szoł ]:-> I bynajmniej nie chodzi mi tutaj o wystawianie Tesi.

Wraz z naszym Demolującym klubem robiliśmy pokazy agility, a my bonusowo z Teśką wcisnęłyśmy się na ring główny, by pokazac umiejętności sztuczkowe szelciaka. Jestem zachwycona jej występem - przez cały układ była niesamowicie skupiona (to chyba zasługa parówki ;), nie miała żadnej blokady, pomimo tego, że pańcia była trzęsącym się kłębkiem nerwów. Starałyśmy się pokazac rzeczy, o których przeciętny Polak nie ma zielonego pojęcia, i myślę, że nam się udało. Sobotnia publicznośc była zdecydowanie bardziej ekspresyjna niż niedzielna, prawdopodobnie dlatego, że w niedzielę wystawiane były grupy, które z pracą czy szkoleniem mają niewiele wspólnego ;)

A agility? Całkowity luz i zabawa :) Oprócz naszych klubowiczów, którzy dzielnie się spisali i pokazali zdecydowanie od najlepszej strony, biegali także zaproszeni goście z zaprzyjaźnionych klubów, a nawet Uzi, mały grzdyl. Dzięki sympatycznej atmosferze zdecydowanie fajniej się biegało, a ja mogłam liczyć na wsparcie przed występem - za co wszystkim strasznie dziękuję!

Dziękuję także za fotki - autorstwa Agnieszki od Figo :) A gdzieś tam na odległych Gumieńcach, u Małgosi od Kiki, czekają na mnie filmiki!





















Mogłoby służyc za reklamę ;)


8 czerwca 2010

Konflikt tragiczny

Tytuł brzmi dośc niepokojąco, jednak mam na myśli sytuację tragiczną rodem z sofoklesowych dramatów - czyli czysty, łatwy do zdefiniowania tragizm. Otóż od kilku, a nawet kilkunastu dni cierpię z powodu przeróżnych stanów zapalnych, które najpierw zaatakowały dolne drogi oddechowe, by potem przemieścic się dyskretnie do górnych dróg oddechowych. Tam, bezczelnie miażdżąc moje gardło i krtań, kompletnie pozbawiły mnie głosu - w przeności i dosłownie. Aktualnie lawirują gdzieś w okolicach zatok, zmuszając do siedzenia pod kocem, podczas gdy słoneczko świeci a ptaszki cwierkają.
Jednak nie to jest głównym problemem owej rozprawki. Zmierzam do tego, że psy znalazły się w sytuacji tragicznej. No prawie tragicznej, albowiem nie mają one wyboru, muszą jedynie przystosowac się do panujących warunków ;) A warunki są następujące - co jest gorsze: pańcia, której pół dnia w domu nie ma, ale potem zabiera nas na super fajny spacerek i bieganko, czy pańcia, która jest obecna przez cały dzień, ale marny z niej pożytek?
W taki sposób zderzają się dwie równorzędne wartości.
Cóż, co pies, to charakter, więc Aidek, który pełen zapału okupuje wraz ze mną kanapę, jest w siódmym niebie, bo może liczyc na godziny miziania i spania, a to właśnie jest dla niego szczytem marzeń. Tesia jest nieco zaniepokojona obecną sytuacją i troszkę się nudzi. Ale szelciak to szelciak, taki swoisty ogon, plątający się koło nóg człowieczych. Bez względu na sytuację, zawsze można liczyc na jego obecnośc przy swoim boku :)


3 czerwca 2010

Przypadki chodzą po psach

Podczas naszych spacerów zdarzają się rzeczy niespodziewane. A to bażant wyskoczy z krzaków (prowokując Dunia do ataku, dzielnego Dunia, który ochroni nas przed niebezpieczeństwem!), a to sąsiadka zapomni o tym, że furtka służy głownie do tego, żeby ją zamykac, i stajemy oko w oko z psem, który w oczach ma wypisane "I'll kill u" (naprawdę wielkimi literami). Zdarzają się rzeczy nie tylko niespodziewane, ale także pozornie niespodziewane - wynikające głównie z mojego nieogarniania ze zmeczęnia - wieczorami lub po bezsennej nocy. Zapominam czasem o tym, że jeśli Majka ma skłonności do uciekania, to lepiej zawsze brac ze sobą zestaw ratunkowo-wabiący w postaci smaczków i smyczy, że po deszczu jest błoto, które się lepi do Aidka, a Aidi do niego jeszcze bardziej.
W takiej sytuacji nikogo nie zdziwi fakt, że zapomniałam o tym, dlaczego mamy dziś dzień wolny od pracy, nie przewidziałam zamknięcia ulic, nie skojarzyłam, że między naszym domem a placem treningowym stoją ze dwa kościoły. Chcąc nie chcąc, moje psy celebrowały dziś święto kościelne. Wracając (cale szczęscie - pieszo!) niechcący pomyślało mi się, ze byłaby to świetna okazja do socjalizacji szczeniaka... Ale my ten etap mamy już za sobą, więc zgrabnie rozpoczęłam manewr wyprzedzania. Mam nadzieję, że nie obraża to ogólnie przyjętych norm religijnych, ale Di i Tess dzielnie maszerowali obok procesji, odciągając uwagę niewinnych dziewczynek w niewinnie białych sukienkach od sypania kwiatków ;) a pańcia wzruszała się, przypominając sobie czasy, kiedy to ona sama w takowej niewinnej(!) bieli paradowała.

Wolny czas sprzyja zdjęciom. Poniżej sesja zbożowa.

















I reszta buszujących w zbożu tutaj.