10 stycznia 2011

Trzy kolory

Z serii trzy kolory, a właściwie trzy stany emocjonalne.

Po pierwsze: podekscytowanie.

Na myśl o niesamowicie atrakcyjnych seminariach agilitowych, na które udało mi się bezczelnie wkręcic, przechodzą mnie ciarki po plecach. Jeszcze nigdy nie cwiczyłyśmy tak często pod okiem tak znakomitych zawodników i po prostu nie mogę się doczekac! Korzystając z chwilowych podtopów udało nam się wkręcic na teren i pobiec kilka sekwencji, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że Teśka jest mistrzem wszechświata. Więc pozostaje tylko odliczac dni!

Po drugie: nadzieja.

Z nadzieją spoglądam przez okno, marząc o tym, by w tym roku nie spadł już ani jeden płatek śniegu. Żaby temperatura rosła i rosła, a świat ocieplał się i wysychał. Może jak się tak mocno na tym skoncentruje, to się spełni?

Po trzecie: irytacja.

Niezmiernie denerwuje mnie Teśka, a właściwie jej cieczka. A właściwie to Aidi i jego reakcja na cieczkę. Mój wykastrowany pies stał się największym podrywaczem, jakiego gościła ta wieś. Mój pozbawiony jąder pies zaleca się do mojej nieletniej suki. Mój absolutnie niemęski pies próbuje stanąc na wysokości zadania i udaje mężczyznę. Właściwie, to jest to nawet zabawne. Zwłaszcza gdy sytuacja wymaga zachowania powagi ;) W razie W, we're safe.


zdjęcia aktualne, bowiem nas roztopiło