31 sierpnia 2011

Ćwiczenia psa sportowca

W dbałości o kondycję fizyczną mojego psiego sportowca, robimy masę cwiczeń fizycznych. Teśka jest młoda, zdrowa, więc większośc z nich przychodzi jej z łatwością. Inaczej sprawa wygląda z Dusiem - ma chore rzepki, więc staram się wplatac elementy rehabilitacyjne w jego życie codzienne i jednocześnie mam tę świadomość, że nie wolno mi przesadzić. W internecie wygrzebałam bardzo fajny artykuł, który w temacie cwiczeń zachowuje zdrowy rozsądek. Poniżej lista cwiczeń dla psów, którym zaawansowane sztuczki przychodzą z trudnością(swoją drogą, może wszystkie posty na forach "nie mogę nauczyc psa... wiążą się właśnie z ograniczeniami fizycznymi?) lub są starsze i nie potrafią w jednej sesji klikerowej rozwinąć tych partii mięśni, które były uśpione przez lata. Prawdopodobnie robi je większośc posiadaczy psów, ale niewiele zdaje sobie z tego sprawę ;)

Wzmacnianie mięśni zadu i kończyn tylnych

Chociażby najprostsze stanie na tylnych łapach, obroty podczas stania na tylnych łapach - niemożliwie wzmacnia ich mięśnie. Ćwiczenia tego typu poprawiają także technikę skoku - pies wybija się z większą siłą, są też niezastąpione, by przywrócic psu siłę po kontuzji tylnych łap czy kręgosłupa. Najmniej intensywne jest "tańczenie" z psem, a także wchodzenie pod górę na wzniesieniu (np. na spacerze).

Wzmacnianie świadomości zadu

Czyli rzecz wałkowana przez agilitowców bez pamięci ;) Sztuczki uaktywniające tylne łapy nie tylko poprawiają świadomośc zadu, ale także rozciągają, rozbudowują masę mięśniową, poprawiają równowagę. Można zacząc od zwykłego kołysania psiego zadka podczas gdy on stoi, stopniowo przenosząc się na bardziej niestabilne powierzchnie, takie jak materac czy piasek. Niezwykle pomocna będzie piłka rehabilitacyjna - jednym z cwiczeń jest umieszczenie przednich łap na piłce i delikatne kołysanie nią. Zaleca się także cwiczenie ósemek na dystansach przystosowanych do wielkości psa, który można stopniowo zmniejszac. Po rozruszaniu mięsni można wziąc się za ósemki tyłem, uwielbiam tę sztuczkę!

W artykule szarpanie się szarpakiem jest wspomniane jako równie rozwijające, ale należy pamiętac, by trzymac go poziomo. (Pomyślmy, mając szelciaka można nabawic się kontuzji kręgosłupa ;) Podobnie z chodzeniem i utrzymywaniem równowagi na niepewnej powierzchni - desce położonej na zwiniętym ręczniku na przykład. Na samym końcu wspomniane jest targetowanie tylnymi łapami (uwaga na kręgosłup!).

Ku mojej wielkiej radości autor artykułu wspomina również o chodzeniu po piasku i chodzeniu w wodzie, co potwierdza moją głośno manifestowaną teorię o przydatności urozmaiconych spacerów.

Wzmacnianie mięśni czworogłowych

Tutaj pojawiają się cwiczenia typu "siad" - "stój" - "siad" - 8-10 powtórzeń w 2-3 seriach, czołganie się i ukłony. Podnoszenie bocznych łap - obu czy też naprzemiennie - znakomicie wpływają także na równowagę. Jeśli ktoś nie jest w stanie nauczyc psa takiej sztuczki, warto od czasu do czasu podnosic psie kończyny samemu, trzymac 5-10s, 10 powtórzeń na każdą stronę.

Wzmacnianie mięśni kończyn przednich

Podnoszenie szanownego zadka psa i delikatne poruszanie się w przód i w tył, trudniejszą, ale wiemy, że możliwą ;), wersją jest nauczenie na chodzenia na przednich łapach. Innym cwiczeniem jest umieszczenie psa na kiwającej się desce w pozycji 2/2 ale w taki sposób, by jedna tylna kończyna była na jednym końcu "mini-huśtawki"*, a druga na drugim. Logiczne jest, że ta deska/książka, w zależności od rozmiaru psa, musi byc odpowiednio krótka. Bujamy powierzchnią w prawo i w lewo, przenosząc na zmianę ciężar ciała na prawą przednią łapę i na lewą przednią łapę. Najbardziej rozwijającą mięśnie przednich łap czynnością jest kopanie (spacery, spacery!), które można psu wyklikac.

Wzmacnianie pleców i kręgosłupa

Z konkretnych cwiczeń do tego działu można zaliczyc balansowanie. Potrzebna będzie nam piłka rehabilitacyjna bądź mini-huśtawka* wspomniana w poprzednim akapicie. Umieszczamy psa na piłce/desce (jednak powierzchnia nie powinna byc śliska) przodem do nas i powoli kołyszemy nim na boki. Ćwiczenie ma na celu przenoszenie ciężaru ciała na prawą i lewą stronę, powinno się cwiczyc różne warianty - stój, siad, waruj. Do głowy przychodzą mi również proste cwiczenia rozciągające na smaczka - nakłaniamy psa do dotknięcia głową prawego boku, lewego boku, schowania głowy między nogi, maksymalnego wygięcia do góry bez podnoszenia przednich łap. Ponownie ukłony, obrociki, można spróbowac robic "żabę" - prostowanie tylnych łap w waruju - ale trzeba pamiętac, że jest to cwiczenie wymagające.

Jest także osobny artykuł o cwiczeniach na piłce, na który mam wielki apetyt ;) Należy pamiętac, że większosc z tych zachowań jest dla psa nienaturalne i należy je za to obficie nagradzac. Jeśli zauważymy jakiekolwiek oznaki zmęczenia, cwiczenie powinno zostac przerwane. A jeśli ktoś nie ma cierpliwości do takiego stopniowego uaktywniania różnych partii mięśni, proponuję wyjśc z psem na ciekawy(dla psa) spacer lub złapac za kliker :)



*W Hameryce mają urządzonko zwane BOSU Ballance Trainer, służące właśnie do takich cwiczeń. Jest to piłka do cwiczeń przecięta w połowie z platformą na górze.

29 sierpnia 2011

Z dystansem

Z cyklu jak popsuc sobie bieg na przed-przedostatniej przeszkodzie, seria ta znana jest również pod nazwą "skutki uboczne zmian ślepych - co się dzieje, jak robisz coś, czego nie ogarniasz". Dowód na to, że mój pies jest szybki, a ja kompletnie o tym nie pamiętam. Ja sobie biegnę, Tesia sobie biegnie, biegniemy sobie razem, a jednak osobno... ;)




I tak można podsumowac Finał Pucharu Polski 2011 ;) Tesinek w sobotę biegał dzielnie, starając się nadrobic moje nieogarnięcie spowodowane bieganiem prawie od razu po zapoznaniu, za czym nie przepadam. Jedynie ostatni bieg, agility open był miodzio, m.in. dlatego, że miałam mnóstwo czasu na przygotowanie. Teśka co prawda poślizgnęła się w slalomie, przez co się zdetkowałyśmy - nie poprawiałam, szła jak burza, a poślizg.. siła wyższa. Wieczorem i nazajutrz rano pomarudziłam trochę Marysi i Niuce, skoncentrowałam się mocno i w niedzielę udało mi się przyspieszyc moją procedurę startową, wizualizacje, mental-prep i w ogóle. Nietstety, z Tesinkiem żeśmy się nie dogadały i postanowiła się zemścic za sobotnią kaszanę. Zrzuciła tyczki, zrobiła głupią odmowę, jak nie Tenia. Jednak jedna rzecz wychodziła Tess bez zarzutu - ciasne skręty. Trzeba przyznac, że ostro szlifowałyśmy ogarnianie wykroku i zakrętów podczas skakania, ale nie przypuszczałam, że odniosło to tak wielki sukces!!!

Wrocławskie zawody mają to do siebie, że ląduje na nich totalnie rozleniwiona. Dla mnie to ostatnie zawody wakacji, zakończenie letniego sezonu, co jest smutne, a jednocześnie motywujące. Lista rzeczy do potrenowania przygotowana, agilitowe DVD zamówione, dobytek mojego życia powoli zbiera się w walizkach, a ja nie mogę doczekac się czwartku, przeprowadzki i wypełniania deklaracji członkowskiej klubu Extreme Dog!

24 sierpnia 2011

PPA Sopot

Powinnam chyba bardziej dbac o agilitowe aktualizacje bloga, moja A3 SukSuczka(!!!) tego jak najbardziej wymaga.

13 i 14 sierpnia grzaliśmy dupki w Sopocie na zawodach z cyklu PPA. BAT jak zwykle stanął na wysokości zadania i ściągnął jedyną słuszną pogodę. Było cieplutko, słonecznie i pozytywnie. Torki sędziny, co do której byłam uprzedzona ze względu na jej "popis" na Mistrzostwach Świata sprzed paru lat - Anne Savioja, biegało mi się zaskakująco dobrze. Gorzej z zachowaniem na ringu - kilkoro zawodników zostało dosłownie wypchniętych po poprawieniu strefy, a sama sędzina spóźniła się w niedzielę.

Jako że obecna była Agatka od Nex, całe zawody mamy dokładnie udokumentowane :)

Tutaj obejrzec można nasze przejście z A2 do A3 z pierwszym miejscem:



Tutaj agility open na które poszlam bez zapoznania z torem - upał sprzyja ogólnemu rozluźnieniu i rozkojarzeniu ;) Wybroniłyśmy się dosyc dzielnie, choc większosc przeszkód była dla mnie niespodzianką. Skończyłyśmy na trzecim miejscu, ale niestety w wyniku pomylenia karteczek nie uhonorowano nas podium, a jedynie nagrodą specjalną.



Jumping open z niedzieli, 1 miejsce, bardzo przyjemny, dzięki niemu skończyłysmy na 2 miejscu w łącznej, bo agility open było z odmową (której się w tym miejscu spodziewałam ;)



NIESPODZIANKA!

Ten sam jumping z Frrr, którą sobie bezczelnie wypożyczyłam ;) Jak widac, byłam dosyc przejęta. Na tyle, żeby zapomniec, że Freja nie jest wielkości wiewiórki i potrzebuje więcej miejsca na skok, odkryłam to stojąc i czekając na nią przy tunelu, postanowiłam dzielnie się wybronic i... pomyliłam strony, owszem, potrzebny był krok, ale nie do tyłu, lecz do przodu. To takie niesprawiedliwie, że w momencie zrzucenia tyczki przez człeka otrzymuje się detkę!



Najlepsze zostawiłam na koniec. Oto egzamin A1, który wygrałam Fufrem, zdobywając łapeczkę pierwszego dnia wspólnego biegania :) Najlepsze, ponieważ uszczęśliwiło najwięcej istot - mnie, Anię, Frytkę, no i Tesunię, bo jak ja się cieszę, to ona też.




10 sierpnia 2011

O zaufaniu i kretach

Jako, że jestem przedstawicielką płci pięknej (niewątpliwie ;), pełno we mnie przeciwieństw. Między innymi łapię się na tym, że będąc absolutnie nieufną, zaskakuję siebie swoją naiwnością. Nie pisałabym o tym tutaj, gdyby nie miało to wpływu na moje relacje z czworonogami.

Weźmy sobie taki spacerek. Spacerek jakich tysiące już w swoim życiu popełniłam, po lasach, łąkach i plażach różnych krajów. Spacerki bywają codzienne i niecodzienne, a ja jestem jedyną istotą zapewniającą jakąkolwiek rozrywkę, w postaci piłeczki bądź smaczków, no chyba że rozrywką nazwiemy ciągłe ujadanie Tess - co kto lubi. Na spacerach moje psy są zaskakująco nudne i grzeczne. Nie uciekają, nie łapią dolnego wiatru by podążac za zwierzyną, nie pasą drzew czy przechodniów, nie gonią rowerów. Na ludzi zwracają uwagę tylko wtedy, gdy ludzie usilnie próbują sobie zdobyć ich względy. Taka nijakośc dzisiejszego spaceru pozwala mi włączyć tryb relaksacyjno-przemyśleniowy, powoli odpływam i zajmuję się myśleniem o wszystkim, tylko nie o psach, które przecież grzecznie tuptają koło mnie. Ufam im bezgranicznie, bo wiem, że nie zrobią niczego głupiego.

Dlatego też jestem niezmiernie zdziwiona faktem, że gdy zerkam w dół, widzę Aidusia wąchającego zdechłego kreta. Zdechły kret się nie rusza, więc Aiduś zachęca go do ruchu łapką. Tess uznaje, że skoro Aidi zajmuje się tym czymś, to znaczy, że jest to bardzo bardzo bardzo ważne i ona koniecznie musi zając się tym też. (Dla odmiany?!) zachęca go do ruszania się szczekaniem. Aidi się denerwuje, no bo przecież on sobie poradzi sam, to jego kret, a Tess znowu mu przeszkadza! Aidi niezbyt delikatnie tłumaczy Tesi, że ma się odwalic od kreta. Tesia stwierdza, że na pewno chodzi o to, żebym ja tego kreta rzuciła, więc ona pomoże, ona mi go przyniesie. Wszystko dzieje się dosyc szybko, więc ani ja, ani kret nie mamy konkretnej opinii na ten temat.

Niestety, kret jest naprawdę nieżywy i dlatego przerywam tę fantastyczną zabawę. Tesia jest bardzo zawiedziona, bo "miałaś porzucac... :(", Aidi jest już w świecie zdominowanym przez mniej martwą naturę, a ja po raz kolejny powtarzam sobie, że za dużo we mnie wiary w te dwa małe głupki.

2 sierpnia 2011

European Open 2011

Wraz z Tesinkiem pokonałyśmy miliony kilometrów by uczestniczyc w jednej z największych imprez agilitowych ever. Całe wydarzenie można podsumowac jednym słowem - PRZEFANTASTYCZNE! Złożyło się na to mnóstwo rzeczy: Teśka i jej znakomite bieganie, możliwość oglądania biegów światowej czołówki i wspaniała atmosfera, wspaniali ludzie. Aczkolwiek był to wyjazd z niespodziewajkami ;)

Nasza przygoda rozpoczęła się w czwartek rano, gdy spakowałyśmy manatki po tygodniowym pobycie w górach i wyruszyłyśmy do Wrocławia. U Olgi dokonał się przeładunek nr 2, a po dwóch godzinach przeładunek trzeci do wesołego pyrkowo-spanielowo-wiewiórkowego busa :) Przez większośc drogi padało, tudzież lało, lub też kropiło, ale dobry nastrój nas nie opuszczał. Późnym wieczorem dotarliśmy na nasze pole namiotowe (na szczęście nie padało!) i spotkaliśmy pierwszych znajomych. Organizatorzy sprawili nam niespodziankę w postaci jednego pomieszczenia z czterema natryskami - co oznaczało, że można było wykąpac się w całkiem miłym towarzystwie :D

Piątek był dniem treningowym. Nasz trening wypadał około 12, więc miałam okazję obejrzeć drużyny przed momentem dla Teśki. 1/3 zgłoszonych zawodników z Polski w ogóle się nie pojawiła, więc te pół godziny, które wcześniej wydawały mi się absurdem (co 32 psy mogą poćwiczyc przez pół godziny?!) okazały się wystarczającą ilością czasu by naprawdę dobrze przygotowac psa. Zwłaszcza, że mieliśmy dwa ringi podzielone na pół. Teśka na treningu biegała wspaniale, pomimo sporej publiczności i nadzoru sędziów, dałam radę się skupic na psie, co się ceni ;) Po południu wybraliśmy się na krótką wycieczkę po okolicy, a wieczorem na oficjalne rozpoczęcie. Przemaszerowałyśmy w biało-czerwonej koszulce przez stadion, wpadliśmy do knajpy w zestawie polsko-czesko-słoweńskim i poszliśmy spac, myjąc się uprzednio pod kranem przy stadionie, gdyż prysznice były już nieczynne :D

Wcześnie rano w sobotę popędziłam najpierw pod prysznic, a potem na stadion, obserwowac przebiegi od samego początku. Zawody odbywały się na dwóch boiskach, jeden S/M, drugi L, i na każdym były dwa ringi. W klasie small i medium startowało po 150 psów, w largach bodajże ok. 300, więc było co oglądac. Podczas oglądania nauczyłam się toru, więc na zapoznanie poleciałam tylko by dopracowac szczegóły. O dziwo, nawet nie zżerał mnie stres - czułam się tam trochę anonimowa. Nadszedł czas na nasz pierwszy bieg - jumping individual, sędziowany przez Ericha Huttnera. Zostawiam Teśkę na starcie, staję w odpowiednim miejscu i... go! Wiewióra rusza z prędkością kosmiczną. Niestety, ślizga się w slalomie, więc mamy 5 pkt karnych. Reszta jest idealna, więc, proszę państwa, mój pierwszy ukończony bieg na EO!

Kilkadziesiąt psów później przebudowa toru na sąsiednim ringu na agility, sędziuje Steve Croxford. Torek na zmianę poplątany i szybki, z trudnym - nie dośc że rozproszeniowym, to pod ostrym kątem - wejściem do slalomu. Startujemy z Teśką, pierwszy out na trzeciej hopce idealny, dalej biegniemy pięknie, po tunelu ostrożnie wyprowadzam Tesię na hopkę, zbliżamy się do slalomu i... tunel nas wciąga :) Detka nr 1, ale biegniemy pięknie!


Wieczorem wielki final indywidualny. Przedtem - oczekiwanie na wyniki, przygotowywali je baaaardzo długo, gdy w końcu podali listy startowe, okazało się, że mamy Polaków w finale!!! Wyjątkowo małe trybuny, wszystkie miejsca zajęte, wokół mnóstwo krzesełek, dopchac się do ringu - niemożliwość. Siedzimy więc sobie na barierkach i oglądamy w napięciu. Zaczynają smalliki, początek serpentynowy, po kładce paskudne! wejście do slalomu. Z każdym biegiem robi się coraz ciekawiej, a ja jestem coraz bardziej wdzięczna losowi, że się nie zakwalifikowałyśmy do finału - emocje by mnie zjadły już przy pierwszej hopce. Biegnie bardzo dużo Włochów, jakiś super biały pudel, Iwona z Pipi się niestety detkuje na 4 hopce - a resztę biegnie idealnie! Hans Fried z szelciakiem na czysto, podobnie jak sobowtór Tesinki z Wielkiej Brytanii, wygrywa kundelek-wymiatacz. Niesamowity jest ten filmik, który pokazuje przewagę tego maluszka nad Cirą na prostej.

Przebudowa toru, chmurki, deszczyk, przygotowania do mediumów, napięcie rośnie. Znów paskudne wejście w slalom, dwa tunele pod kładką, ale to przecież finał. Kilka detek na początku, gdy pojawia się pierwszy czysty bieg - publika szaleje, czas do pobicia ok. 34s. Wszystko zmienia się, gdy pojawia się Aqua - wykręca 32.29, publika aż piszczy! Zaraz po nim wchodzi tollerek z Finlandii, który pobiegł na 32.83. Przed startem rozgrzewa się już czołówka. Jari i Frodo mają jedną odmowę, NIEMOŻLIWY szelciak Demeter wykręca 30.10, ale zrzutka, startuje Polona Bonac z Sja, ja obgryzam paznokcie. Kończą na czysto, z czasem o 0.03s lepszym od kelpika!!! Krótko po niej Silvia z La, zaczynają świetnie, ale La wybiera tunel zamiast kładki! Tłumy kibiców prawie płaczą, detka! Następnym zawodnikiem, na którego czekają wszyscy, jest oczywiście Silas. Pomruk zdziwienia - on jest boso! Biegną z Cają pierwszą sekwencję, po tunelu robi jeb! na plecy, ale wstaje i biegnie dalej! Po kładce Caja wpada idealnie w slalom, niedługo potem jeb! ale wstaje i biegnie dalej! Dobiegają do mety i... 32.00!!! Nowy najlepszy czas! Czas na zwyciężce z zeszłego roku, szelciaka Bad Boya, ale po drodze załapuje disa. Silas Mistrzem Europy :) Niedługo potem po stadionie niesie się wieśc, że Silas złamał obojczyk! Jeśli przyjrzycie się dokładnie, na filmiku widac, że jedną ręke ma bardziej sztywną i potwierdzam - w niedzielę miał opatrunek i nie startował. Za to jego kolega z Niemiec pobiegł z Cają i wygrał - oznacza to, że Caja po prostu jest niepokonana. Chyba ogolę Teśkę.

Ale! Przed nami finały large, rozgrywające się na innym boisku. Wszystkie krzesełka wraz z włascicielami podrywają się w górę i biegną, by zając najlepsze miejsca. Usadawiam się gdzieś grzecznie w rogu i czekam. Mamy opóźnienie, więc jest ciemno, ale przyświecają lampą. Troszkę pada. Niestety - pomimo tego, że podobno te finały są najbardziej widowiskowe, wcale nie było tak niesamowicie, raczej mokro i półślepo - do tego dochodził strach o zamknięcie pryszniców ;) Zdarza się dużo zrzutek - pewnie przez błoto. Startują najlepsi, więc zaskakująco niewiele psów nabiera się na tunel pod kładką, wejście w slalom wygląda na proste, ale po obejrzeniu filmików stwierdziłam, że takie nie było. Generalnie - nie zapowiadają psów, mało widac, dodatkowo podczas przebiegu owsika z Austrii gaśnie światło! Finał staje pod znakiem zapytania, ale udaje im się włączyc lampy z powrotem. Jednak klimacik troszkę zepsuty, zawiodłam się ;) Cayenne biegnie niemożliwie płynnie, mega szybka Emma ma odmowę, wszyscy liczą na Audika, zrzuuuucaaa! Solar z błędami, Cirkus z wyjątkowo pechową odmową. Podium dośc zaskakujące, Janita trzyma poziom i ląduje ostatecznie na drugim miejscu, całkiem ładnie pobiegła też Jenny Damm - 4 miejsce. Magda z Maczkiem na 11, co uważam za wielki sukces, zaraz po niej jest wyżej wspomniany owsik Joy, Nina z Salsą 16.

A ja kąpie się w zimnej wodzie bez światła, bo wyłączyli, i w napięciu czekam na biegi drużynowe ;)

W niedzielę do przebiegów podchodzę już bardziej swobodnie, przynajmniej wiem, czego się spodziewac. Z powodu abstynencji zgłoszonych Polaków, organizatorzy wsadzają mnie do drużyny "Dutch Mix", przez co zagadujący ludzie są nieco zdezorientowani i na widok Tesi bawiącej się z ich psem mówią na przykład "you like dutch girls, Azor, don't you?". Do wizualnego zapoznania z torem dochodzi dośc szybko, ponieważ dziś wszystkie S i M biegają to samo. Po napatrzeniu się czas na prawdziwe zapoznanie z torem agility team, a po dopracowaniu szczegółów - na start! Za dużo zaufania do szalonego szelciaka i moja ignorancja w temacie miłości Tesi do strefówek skutkuje detką ;) ale całkiem ładną. Mniej więcej w tym samym czasie Tomek z Lolą biegną jumping, który jest po prostu niesamowity i lądują na 4 miejscu.

Frytunia i ja przygotowujemy się do startu w jumpingu, który z pewnością okaże się naszym ostatnim biegiem na tych zawodach. Wyprowadzam Tesinkę na siku, rozgrzewam, rozciągam i nagle okazuje się, że już wchodzę na start, bo były jakieś przesunięcia. A wiecie, że jak początek jest mało ogarnięty... TO KOŃCZY SIĘ TOR NA CZYSTO! Tak, nasz czysty przebieg, jumping drużynowy, którego nie widział nikt ze znajomych, a co za tym idzie - nikt go nie uwiecznił ;) Wieczorem okazuje się, że miałyśmy w tym przebiegu czas zbliżony do La, lepszy od Pipi, sekundę gorszy od Bravki. Tak więc zawody dla mnie dobiegają końca, ale za to w jakim stylu!

Nasuwa się pytanie, czy czekamy na finały? Ba, oczywiście, że tak! Gabi Steppan ustawia coś mega skomplikowanego i pokręconego, zasady są równie pokręcone - każdy pies biegnie kawałek toru w sztafecie, a detka na którymkolwiek etapie wyklucza drużynę. Obstawiamy, że może się zdarzyc, że ani jedna z dziesięciu drużyn nie pobiegnie tego na czysto, i wszystko na to wskazuje, dopóki na torze nie pojawia się drużyna ze Słowenii ;) Są zdecydowanymi faworytami, aż nagle fińscy robo-przewodnicy i fińskie robo-psy ustanawiają nowy najlepszy czas! Mamy najlepszą drużynę S/M :)

Skoro zostaliśmy na finały maluchów, nie można odpuścic largowych! Zaczyna się od dwóch włoskich drużyn, z których jedna kończy disem, a druga ze zrzutką. Drużyna ze Słowenii - detka. Na starcie pojawia się Chorwacja, Żelek otwiera sztafetę, Tip biegnie niesamowicie i zaczynam rozumiec, dlaczego jego ojciec jest tak sławnym reproduktorem. Po nim Myf i Marekovic, biegną wciąż na czysto, Eldy też, napięcie rośnie, bieg drużynowy kończy kelpik, napięcie rośnie i... kelpik zrzuca i ma jedną odmowę, ale czas przyzwoity. Publicznośc szybko zapomina o chorwackiej drużynie - następni są Finowie. Janita i Jaakko prowadzą psy pewnie, a psy odwdzięczają się tym samym, jakby właśnie do tego zostały stworzone. Jako jedyni!!! kończą tor na czysto, a ja nawet nie jestem w stanie opisac tego przebiegu, tak wielkie robił wrażenie. Reszta drużyn, które w kwalifikacjach wypadły lepiej, detkuje się, tak więc w tegorocznym European Open triumfują Finowie!

Mój powrót do domu trwał od niedzieli wieczór do poniedziałku w nocy, ale to raczej mało interesująca częśc. Zdecydowanie było warto i już deklaruję, że w przyszłym roku, naturalnie, wybieramy się również.