30 grudnia 2010

Agilitowe przemyślenia

W związku z nieprzychylną aurą pogodową i mnóstwem czasu spędzanego przed monitorem, wysnułam pewne wnioski. Inspirujące rozwiązania, które przychodzą mi do głowy, mają więcej wspólnego z powieściami fantasy aniżeli z agilitowymi realiami w Polsce. Niemały wpływ na ten intensywny proces myślowy miała dyskusja na pewnym forum, która zaskoczyła mnie niezwykle pozytywnie - już dawno nie czytałam tak wartościowego wątku, tworzonego przez ludzi z ogromną wiedzą, którą nie mają szansy się podzielic.

Marzą mi się świadomi i ostrożni zawodnicy. Świadomi swoich ruchów, swojego handlingu, świadomi sposobu, w jaki porusza się ich pies. Zdający sobie sprawę z tego, że to oni powinni wiedziec, dokąd prowadzą psa, a on całkowicie podporządkowuje się ich gestom. Nawet najlepiej wyszkolony pies bez swojego przewodnika na torze niczego nie dokona, to takie oczywiste, a tak często o tym zapominamy. A psa z potencjałem, któremu spieprzyliśmy podstawy, obwinia się za wszystko. Bo skoczył strefę, bo zrzucił, co za zlośliwe stworzenie!

Czasem myślę sobie, że każdy kurs powinien zaczynac się od zajęc teoretycznych. Kilka godzin spędzonych na słuchaniu o technice skoku, skracaniu wykroku, ciasnych skrętach, kontakcie na torze, timingu, czy chociażby zmianach i psich sygnałach uświadomiłoby ludziom zaczynającym przygodę z tym sportem, jak wielką zmianą dla psa jest pierwszy trening agility. I jak wielką sztuką jest, by pozostała tak świetną zabawą jak na początku.

15 grudnia 2010

Zamiast marudzic, jak bardzo brakuje mi agilitowania, dłuuugich spacerów czy porannego aportowania, uparcie próbuję znaleźc coś, co sprawi mi i psom równie dużo przyjemności.
Z miernym skutkiem, niestety.

Ćwiczymy oczywiście sztuczki, ale jak wiadomo, nie należę do najbardziej kreatywnych w tej dziedzinie. Jak Teśka ma dobry dzień, to mimo mojej, że tak to ujmę, umysłowej impotencji, kończy się to fantastycznie - wymyśliła na przykład sztuczkę polegającą na wkładaniu pyszczka i łapek u uchwyt od szafki :) Ale jeśli wyobraźnia Teśki zawodzi, to kończy się to mniej więcej tak: dobra, zamykanie drzwi już było, zamykanie szuflady w kuchni też, zamykanie szufady od komody..? no też, no to może szuflada w łazience? Swoją drogą, dzięki temu już nie muszę się schylac, po prostu używam psa ;)

Taki mały skrócik tego, co się dzieje u nas na Dzikim Zachodzie:

13 grudnia 2010

Teśka w Openach

Trochę czasu już minęło od naszego debiutu w Openach. Dzięki pewnemu wirusowi, który przechadza sie aktualnie w okolicach mojego gardła i pozdrawia wszystkich serdecznie, mam chwilę czasu, by to podsumowac.

Przede wszystkim, nasz wygrany bieg. Teśka zajęła 2 miejsce na ok. 50 psów, wyprzedził ją jedynie szalony JRT. Bardzo mi się ten bieg podoba, uważam jedynie, że na hopce przed kładką mogłam zrobic coś ładniejszego, ale wysłanie na wprost wydawało mi się najbardziej naturalną drogą dla małego mondzioła i zapewne miałabym racje, gdyby te zawody odbywały się na trawie, a nie na nieco spowalniającej małe psy wełnie. Mało psów, również trójkowych, zaliczyło ten bieg na czysto.



Jumping Open z 1 odmową na przedostatniej hopce, pewnie drgnął mi którys mięsien lub też nie byłam całkowicie pewna tego ruchu.




Egzamin z flajerkiem z huśtawki. W ogóle hustawka okazała sie dla nas dramatyczna, jakby Teś pierwszy raz coś takiego widział na oczy. Dziwi mnie to, ponieważ cwiczymy bardzo dużo Bang Game, zamykanie szuflad, dobijanie deski itp. No cóż, pocwiczymy jeszcze więcej :)



Ekhm, na sobotę opuścmy może zasłonę milczenia ;) Nasze bieganie pozostawiało wiele do życzenia, początkowo pies gubił mnie, potem ja gubiłam psa, aż w końcu pies zaczął gubic przeszkody. Stres, zmęczenie, brak koordynacji, ale to chyba standardowa procedura przy pierwszych startach w Openach, prawda?
Szkoda tylko łapki, ale wszystko przed nami!

29 października 2010

Uroki psa niejadka

Wtorkowy wieczór. Psy wyspacerowane, z czyściutkimi łapkami, powoli szykują się do spania. Każdy dobiera sobie kolana bądź też kanapę wedle upodobań, wzdycha i pochrapuje. Ale nie Tesia. Tesia wieczorami jest zmuszana do tycia. Dosłownie.

Przyzwyczaiłam się już, że szelciak zawsze zjada tylko połowę posiłku, niezależnie od jego wielkości i odchodzi od miseczki z miną "jedz se sama". Zaakceptowałam fakt, że jeśli nie ugotuję czasem jakiegoś kurczaczka czy nie zaproponuję parówki podczas szkolenia, mogę narazic swojego psa na śmierc głodową. To oczywiste, że, pełna obaw, podpytuję weterynarza przy każdej możliwej okazji, czy ten pies nie jest za chudy. Zawsze słyszę, że mam się nie martwic, bo ona jest w kondycji psa sportowego.

Ale jeśli daje mojej suce ciasteczko, pyszne psie ciasteczko zwane również, nie bez powodu, przysmakiem tudzież smakołykiem, to liczę na to, że ona go zje, a nie się nim pobawi?! I odda potem Aidkowi?!

18 października 2010

Tesia sztukmistrzem

Lato jest niezaprzeczalnie czasem agility - ciepła pogoda i mnóstwo wolnego czasu sprzyjają wyjazdom na zawody i niemalze codziennym treningom. Wraz z żółknięciem liści i nadejściem pierwszych przymrozków szukamy zajęcia zastępczego, które pomogłoby trochę zając Teśkę, by nie szukała sobie zajęc sama - to kończy się tragicznie dla moich notatek, butów i majtek.

Jako że mój mózg, pochłaniający codziennie niezliczone ilości informacji, włączył sobie tryb naukowy, również to, co nienaukowe i przyziemne, szufladkuje i przydziela do różnych kategorii. Nie pozostaje mi więc nic innego, niż zaprezentowac filmik, który został wykonany metodą ekspresową pomiędzy nauką tego, a nauką owego, w taki właśnie sposób:

Teza: Wzrost temperatury jest odwrotnie proporcjonalna do ilości sesji klikerowych.
Oznacza to, że spadek temperatury sprzyja sesjom klikerowym. Niestety, pomimo że osiągnęłam wyżyny kreatywności, ilośc czasu poświęcanego sztuczkom znacznie przewyższa ilosc cwiczonych sztuczek. Więc eksperymentujemy z sztuczką z filmiku, znajdując w domu coraz więcej przedmiotów, które można gdzieś włożyc ;) Można wrzucic papierki do kosza, skarpetkę do pralki, łyżeczkę do kubka, papierki do pralki lub nawet skarpetkę do kubka. To się nazywa wyobraźnia!

Dowód:



16 października 2010

Jesien

Poranki zaskakują. Jednego dnia człowiek radośnie spędza sobie słoneczne popołudnie na spacerze z psami, czerpiąc niesamowitą przyjemnośc z focenia odzianej w śliczne, różowawe szeleczki suki:



a następnego ranka nie jest pewien, czy na pewno trafił po właściwy adres, bo trawnik uległ zmrożeniu i ani trochę nie przypomina optymistycznie zielonej trawki, na której jeszcze nie tak dawno wygrzewały(!) się psy. Oprócz tego zaczął się okres "wstaję - ciemno, kładę się - ciemno", więc człowiek naprawdę może się pogubic.

Oczywiście o futrzastej suce trudno by było zapomniec, bo włóczy się to to za mną wszędzie, na kolana pcha się i robi różne inne jesienne rzeczy, które działają na mnie rozczulająco. Jest chyba najbardziej elastyczną suką na świecie - szaleje na torze, drze japę niesamowicie, jeździ po Aidku, a wieczorami, jak gdyby nigdy nic, zwija się w kłębuszek przy moich stopach, udając malutkiego, bezbronnego szczeniaczka.

Beznadziejnie uwielbiam tego małego głupka, uwielbiam go nawet wtedy, gdy wykorzystując chwile nieuwagi wskakuje na stół i robi imprezę, serwując wszystkim ciastka i czekoladowe "Michałki". Zostawiła mi papierki na podłodze. Kochana sunia!




PS. Spanielowi na spacerach majtają się uszy!





17 sierpnia 2010

Kładkowe impresje

Jeśli będąc przypadkiem w Szczecinie, zobaczycie gdzieś drobne stworzenie o obłąkanym spojrzeniu mruczące pod nosem "strefa, strefa", zapewne będę to ja, a te myśli w głowie nieuporządkowane to kładkowe refleksje.

Z Husse Agility Cup, który odbył się przy okazji chyba największej kynologicznej imprezy w Polsce wróciłam z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony poczynania mojego suka zapierają mi dech w piersiach - skąd się ten burek wziął to ja doprawdy nie mam pojęcia. Z drugiej natomiast - zaczynam tracic zmysły martwiąc się o strefy. Określenie "szaleństwo" jest tutaj w pełni uzasadnione, biorąc pod uwagę obliczenia zamieszczone poniżej.

W związku z diametralną różnicą w sposobie pokonywania kładki na treningach i zawodach pokusiłam się o następujące porównania*:
Tesia - kładka:
na treningu - 2.4 s (zaliczona strefa)
na obozie - ok. 2 s (zaliczona strefa)
na obozie 2 - 1.67 s (bez strefy)
na zawodach - 1.9 s (bez strefy)

Mój pies rozpędza się z biegu na bieg. Na zawodach osiąga prędkości ponaddźwiękowe, znacznie wydłużając wykrok. Moim zdaniem, to jest główna przyczyna zawalania stref na zawodach.

Dla porównania:
Mistrz Świata 2009 small, sheltie - ok. 2 s (strefa zatrzymywana, coś w stylu 2o2o)
Vice-mistrz Świata 2009 small, pudel - 2,2 s (strefa zbiegana, Slovenia team ;)
II Vice-mistrz Świata 2009 small, sheltie - uwaga - ok. 3 s (strefa zatrzymywana, za ręką...)
Marcy Mantel & Wave, sheltie - 2.02 s (strefa zatrzymywana, 2o2o)

Wnioski? Cóż, sezon 2010 dla nas dobiegł końca, starty w zerówkach również. Przed nami pracowity okres treningowy. Cel - świadome strefy. Teśka jeszcze jest gówniarą, więc wszystko da się naprawic. Mam tylko świadomośc, że nigdy nie będę mogła miec stopro pewności, że Tesia zaliczy strefę na kładce. Ah, ten dreszczyk emocji towarzyszący agilitowym startom... ;)

*czasy mierzyłam kilkakrotnie stoperem z filmików, wybierając czas uśredniony. Swoją drogą, bawiłam się przy tym znakomicie, natrafiając na spektakularne porażki kładkowe zawodników światowej klasy ;) Skoro taka Pebbles czy La mogą skakac strefy, to czemu Teśka miałaby byc gorsza?

11 sierpnia 2010

PPA Legnica 2010

Płatająca pogodowe figle Legnica wywołuje u mnie przemiłe wspomnienia związane z Aidkowym debiutem. Po ostatnim weekendzie także związane z Teśkowym... wice-debiutem ;)

Tesiek, wylansowany po obozie z wypasionym trenerem, zdecydował się na podbój wszechświata. Intensywnie pchała się na podium, pomimo tego, że w sobotnim biegu pańcia strasznie chciała jej zepsuc strefkę ;) a w niedzielę stwierdzila, że ona generalnie strefek do szczęścia nie potrzebuje. No i miała rację... Na sześc biegów - każdego dnia A0 i dwa jumpingi - wszystkie miały miejsca podiumowe. Przywiozłyśmy do domu super szarpaczki, smakołyczki i słodkie medale z odciśniętą łapką.

Pomimo strefkowo-kładkowego przygnębienia zawody były naprawdę sympatyczne. Owszem, było mokro, owszem, błotka też trochę było, ale nie spotkałam ani jednego zawodnika, któremu deszczowe apogeum popsułoby humor ;) Nawet wtedy, gdy niektóre psy stanowczo odmawiały pokonywania toru, chowając się w tunelach ("pańcia, jak chcesz to biegnij dalej, ja tu poczekam..."). To właśnie jest jedna z magicznych rzeczy związanych z agility, które dostrzegasz jeżdżąc na zawody - czy się topisz w błocie, czy smażysz w upale, i tak cały czas bawisz się doskonale.

Dziwnie jest znowu biegac w zerówkach, gdzie cała sztuka prowadzenia psa na torze opiera się na zapierdzielaniu przed siebie, co zresztą widac po oszałamiającej prędkości mojego suka, wynoszącej ponad 5 m/s. Mój agilitowy móżdżek stanowczo oddzielił sobie openy od zerówek. By przekroczyc tą magiczną granicę, muszę opanowac kładkę - a właściwie sukę na kładce i nauczyc Teśkę zawijac się jak naleśnik wokół odkosów - czytaj "ciasne skręty". A potem nastanie sezon na Teśkę!







Moja fotorelacja tu.

10 sierpnia 2010

Los Jeziorkos

Pierwszy tydzień sierpnia spędziłyśmy z Teśką w malowniczych Jeziorkach, agilitując się bez umiaru pod czujnym okiem Nigela Stainesa zza Morza Północnego ;) Choc ów obóz chciałam określic słowem "udany", dochodzę do wniosku, że to zdecydowanie za mało barwne wyrażenie. Trudno podsumowac tak wspaniały i obfity we wskazówki szkoleniowe wyjazd.

Nigel jest naprawdę świetnym szkoleniowcem - nie tylko ze względu na wiedzę i umiejętności dzielenia się nią. Zaimponował mi indywidualnym podejściem do uczestników - pamiętał każdego ludzia, każdego czworonoga i problemy, z jakimi zmagała się każda para ;) Poza tym motywował, radził, dostrzegał postępy. Na każdym treningu, bez względu na porę dnia, był uśmiechnięty i zapałem krzyczał "well done!" po udanym cwiczeniu. Treningi były więc zarówno owocne, jak i sympatyczne :)

Sympatycznie było również poza treningami :) Miło było spędzic czas z grupą ludzi o podobnym bziku agilitowym, którzy każdego dnia udowadniali, że sen wcale nie jest niezbędny do szczęścia. Było za to wszystko to, bez czego porządny psiarz obejśc się nie może - spacery, zdjęcia i długie psiarzy rozmowy ;) Oprócz tego bonusy takie jak nieprzyzwoite osły i ich nocne życie, kubeczek z uroczym napisem, przyspieszony kurs języka polskiego oraz inne atrakcje, które zmuszają mnie do złożenia obietnicy, że wracamy za rok. Koniecznie!!!

Plan cwiczeniowy na sukę opracowany. Foundation, foundation...





30 lipca 2010

Lassie, wróc... (na tor)

Ponadczasowa Lassie, Pies, Który Jeździł Koleją, pierwszy wojak RP Szarik i wiele innych, charakterystycznych dla poszczególnych narodów, psich osobowości. Ludzie uwielbiają pokazywac w mediach te dzielne psy, przeprowadzające brawurowe akcje poszukiwawcze, zawsze warczące na filmowy czarny charakter. Z jednej strony, ciągłe udowadnianie niezastąpionej pozycji psa w społeczeństwie (najlepszy przyjaciel człowieka, sweet), może byc męczące i tandetne. Lecz zdecydowanie milej słucha się wiadomości o psie asystencie, który ostrzegł właściciela o zbliżającym się ataku padaczki niż o kolejnym 'pitbulu', który zagryzł niemowlaka.

Agilitowcy nie potrzebują medialnych informacji o niesamowitym oddaniu i poświęceniu, o nadzwyczajnej pasji, z jaką psom służą człowiekowi. Wystarczy pojechac na European Open - Otwarte Mistrzostwa Europy. I załatwic troszkę chmur i jakąś tonę deszczu. A najlepiej kilka ton.

Dla niewtajemniczonych - filmik obrazujący ekstremalne agilitowe szaleństwo:

14 lipca 2010

Szukam sponsora

Że jestem agilitową wariatką, to chyba wiedzą wszyscy, no, może z wyjątkiem mojej babci, która marzy, że kiedyś zobaczy mnie w roli prowadzącej Teleexpress. Chociaż może nie jestem doświadczonym zawodnikiem, bo siedzę w tym dopiero od lat kilku, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że dużo patrzę, czytam i słucham, bo wiem, jak wiele muszę się jeszcze nauczyć. I w końcu - w to, co robię, wkładam mnóstwo serca, wierzę w mojego psa i codziennie powtarzam mu, że jeśli o mnie chodzi, to codziennie wygrywa konkurs na Najlepszego Psa, Który Się Dziś Obudził.

Czy po tej krótkiej autoprezentacji znajdą się jacyś chętni by kupic mi piękną drewnianą kładkę? Taką śliczną, najlepiej niebieską? W pakiecie najlepiej z magnesami na strefach, co by mi fruwający pies zaliczał, ale nie jest to niezbędne :)

Jeśli jesteś chętny, wyślij sms o treści KŁADKA...

7 lipca 2010

Mamo, napraw mi psa

Niejednokrotnie na komplementy dotyczące mojego Tesiaka odpowiadałam "Tak, jest świetna, tylko boję się, że ją sobie popsuje". Po ostatnich zawodach mam kilka przemyśleń i z niepokojem stwierdzam, że niektóre wyczyny Futra ocierają się o agilitowe zepsucie.

Miałam nadzieję, że nie będę musiała tego pisac, ale strefy nam troszkę leżą. Tylko troszkę, bo na treningowym torku rozłożonym przy ringu głównym Tesia miała 100%. Myślę, że zryła strefę na kładce z nakręcenia, a jak nie od dziś wiadomo - nakręcony pies zazwyczaj przestaje myślec. Obawiam się, że podczas przebiegów trudno jest jej opanowac się na tyle, by w tą strefę trafic. Martwi mnie to niezmiernie, bo nie ma nic gorszego, niż wymaganie od psa zatrzymywania na strefie, gdy dotychczas uczony był zbiegania. Tylko z moich obserwacji wynika, że Tesia zupełnie inaczej pokonuje pojedyncze przeszkody, a inaczej sekwencje - o ile w krótkich pamięta o kładce, w długich ma już z tym problem, a w przebiegu sobotnim kładka była przedostatnią przeszkodą.

Mam totalny mętlik w głowie, co kwadrans zmieniam zdanie co do sposobu pokonywania kładki, czuję się absolutnym żółtodziobem i nie chcę podejmowac takich decyzji. Przeklinam swój pomysł na uczenie zbieganych ("to przecież taki mały pies..."), fakt, że mieszkam na zadupiu i brak doświadczenia. Chciałam się wstrzymac z decyzją do obozu, ale to jeszcze kupa czasu i nie chcę go marnowac. Inna sprawa, że nie i tak nie mamy gdzie cwiczyc stref.

Więc zanim tupnę nóżką i zrobię naburmuszoną minkę napiszę jeszcze optymistycznie - Tesia jest młoda. Jeszcze mamy czas. Jeszcze wszystko da się naprawic...

5 lipca 2010

PPA Kozłów

Właściwie tytuł powinien brzmieć - Puchar Polski Agility Kozłów, czyli najlepsze zawody ever ;)
Świetna atmosfera, super zabawa, chill na ringu i poza nim, czyli idealne warunki do Tesiowego debiutu. Dzielna suka dała radę - w prawie wszystkich biegach wykręciła najlepszy czas, udało jej się załapac na podium, wygrała karmę, która nijak nie chciała się zmieścic do gigantycznego plecaka. Niestety, brak możliwości regularnych treningów na strefówkach dał o sobie znac w dośc bolesny sposób - w sobotę Tesia nie zaliczyła strefy na kładce, co postanowiłam poprawic (detka), a w niedzielę postanowiła troszeczkę pofruwać i przeskoczyła strefę na palisadzie. Ponadto trafiła nam się zrzutka, co mnie troszeczkę zdziwiło, ale przemiły sędzia wyjaśnił mi, na czym polegał mój (a jakże by inaczej ;) błąd. W ogóle sędzia był bardzo sympatyczny i udzielił mi wielu przydatnych rad, zasugerował, co warto by było poćwiczyć. Suka mu się podobała, zresztą nie tylko jemu - usłyszałam na temat Tesi wiele dobrego, co było niesamowicie miłe.
Zrobiłam mnóstwo zdjęć, zawiązałam znajomości północno-południowe, bawiłam się na nocnej tuneliadzie, zmieniłam kolor - najpierw był troszeczkę buraczany, ale dzisiaj powoli wraca do normy, podniosłam niezliczoną ilośc tyczek. Mówiąc krótko i zwięźle - razem z Tesią miałyśmy cudowny weekend, który chętnie kiedyś powtórzymy ;)

1 lipca 2010

Rowerowy thriller

Chociaż nie przepadam za upałami, muszę przyznac, że obecna pogoda jest całkiem przyjemna. Pod warunkiem, że leży się na leżaczku na trawce z dobrą książką w łapce, a pod leżaczkiem leży sobie Futro, które wydaje się byc bardzo zadowolone z obecności mojej i słoneczka. Na dłuższe spacery możemy sobie pozwolic tylko wieczorami - w dzień jest paskudnie gorąco, psiakom paszcza się nie zamyka, a ja nie nadążam z dolewaniem wody. Żałuję strasznie, że nie potrafię ich namówic na szlaufową kąpiel - pomogłoby to im w znoszeniu wysokich temperatur. Aidek dośc chętnie wchodzi do wody - chociaż tylko za zabawką, to jednak bez oporów. Sytuacja Tesia vs. woda jest troszkę bardziej skomplikowana. Dotychczas wynegocjowałam zamoczenie łapek i brzuszka w jeziorze - kto wie, może uda mi się ją namowic na więcej?

Mam też czas na jedną z naszych ulubionych rozrywek - przejażdżki rowerowe. Zwiedziliśmy juz pobliskie okolice, ale o niedobór ścieżek nie muszę się martwic - gdy widzę trasę, którą nidgy jeszcze nie jechałam, myślę tylko "a co tam, najwyżej się zgubię :D" i jadę prosto przed siebie. Potem błądzę wśród drzew, które są identyczne jak te, które widziałam pół godziny wcześniej, zastanawiając się, czy po prawej mam na pewno północ, a przed sobą zachód. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żebyśmy nie dojechali do domu - czas powrotu co prawda bywa różny, ale zawsze trafiam do celu ;)

Podczas ostatniej z wycieczek, kiedy to wymyśliłam sobie powrót drogą przecinającą łaki i pola, by wygrzac siebie i psy w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, spotkała mnie niemila niespodzianka. Jadąc lasem spodziewam się oczywiście komarów, ktore przy odpowiedniej prędkości nie są w stanie zrobic nam krzywdy, a jeśli nawet, to ofiarą padają najczęściej łydki (no cóż, moje nie wygladają zbyt atrakcyjnie...). Jadąc polem spodziewam się jedynie słoneczka i braku komarów. Złudne moje nadzieje, bo okazuje się, że nigdzie już nie jesteśmy bezpieczni! Dojechałam do łąki, zsiadłam z roweru, by rozkoszować się malowniczym zachodem słońca, zwiastującym zakończenie minionego dnia. I wtedy zostałam zaatakowana. Kilkanaście dzikich, żądnych krwi stworzeń obsiadło mnie ze wszystkich stron. Tesię też, biedactwo moje miała go nawet na pyszczku. Wkroczyłyśmy na obcy teren, Królestwo Gzów. Mogłyśmy ocalic swoje istnienia tylko w jeden sposób - ucieczką!

I tak pędziłyśmy, by uwolnic się od tych paskudnych much końskich. Chociaż wycieczka zakończyła się troszkę inaczej, niż zaplanowałam, na mordce Tesi nie zauważyłam nawet śladu rozczarowania. Cóż, jak już niejednokrotnie wspominałam - Futro dla człowieka zrobi wszystko.

20 czerwca 2010

MWPR Szczecin - niekoniecznie o wystawie

W ten, obecnie leniwie kończący się weekend, odbyła się Międzynarodowa Wystawa Psów Rasowych w Szczecinie. Nie mogłam sobie pozwolic na nieobecnośc na wystawie w moim mieście, choc kilka razy zastanawiałam się nad wycieczką do Poznania. Cóż, chęć robienia szoł była silniejsza niż chęć oglądania szoł ]:-> I bynajmniej nie chodzi mi tutaj o wystawianie Tesi.

Wraz z naszym Demolującym klubem robiliśmy pokazy agility, a my bonusowo z Teśką wcisnęłyśmy się na ring główny, by pokazac umiejętności sztuczkowe szelciaka. Jestem zachwycona jej występem - przez cały układ była niesamowicie skupiona (to chyba zasługa parówki ;), nie miała żadnej blokady, pomimo tego, że pańcia była trzęsącym się kłębkiem nerwów. Starałyśmy się pokazac rzeczy, o których przeciętny Polak nie ma zielonego pojęcia, i myślę, że nam się udało. Sobotnia publicznośc była zdecydowanie bardziej ekspresyjna niż niedzielna, prawdopodobnie dlatego, że w niedzielę wystawiane były grupy, które z pracą czy szkoleniem mają niewiele wspólnego ;)

A agility? Całkowity luz i zabawa :) Oprócz naszych klubowiczów, którzy dzielnie się spisali i pokazali zdecydowanie od najlepszej strony, biegali także zaproszeni goście z zaprzyjaźnionych klubów, a nawet Uzi, mały grzdyl. Dzięki sympatycznej atmosferze zdecydowanie fajniej się biegało, a ja mogłam liczyć na wsparcie przed występem - za co wszystkim strasznie dziękuję!

Dziękuję także za fotki - autorstwa Agnieszki od Figo :) A gdzieś tam na odległych Gumieńcach, u Małgosi od Kiki, czekają na mnie filmiki!





















Mogłoby służyc za reklamę ;)


8 czerwca 2010

Konflikt tragiczny

Tytuł brzmi dośc niepokojąco, jednak mam na myśli sytuację tragiczną rodem z sofoklesowych dramatów - czyli czysty, łatwy do zdefiniowania tragizm. Otóż od kilku, a nawet kilkunastu dni cierpię z powodu przeróżnych stanów zapalnych, które najpierw zaatakowały dolne drogi oddechowe, by potem przemieścic się dyskretnie do górnych dróg oddechowych. Tam, bezczelnie miażdżąc moje gardło i krtań, kompletnie pozbawiły mnie głosu - w przeności i dosłownie. Aktualnie lawirują gdzieś w okolicach zatok, zmuszając do siedzenia pod kocem, podczas gdy słoneczko świeci a ptaszki cwierkają.
Jednak nie to jest głównym problemem owej rozprawki. Zmierzam do tego, że psy znalazły się w sytuacji tragicznej. No prawie tragicznej, albowiem nie mają one wyboru, muszą jedynie przystosowac się do panujących warunków ;) A warunki są następujące - co jest gorsze: pańcia, której pół dnia w domu nie ma, ale potem zabiera nas na super fajny spacerek i bieganko, czy pańcia, która jest obecna przez cały dzień, ale marny z niej pożytek?
W taki sposób zderzają się dwie równorzędne wartości.
Cóż, co pies, to charakter, więc Aidek, który pełen zapału okupuje wraz ze mną kanapę, jest w siódmym niebie, bo może liczyc na godziny miziania i spania, a to właśnie jest dla niego szczytem marzeń. Tesia jest nieco zaniepokojona obecną sytuacją i troszkę się nudzi. Ale szelciak to szelciak, taki swoisty ogon, plątający się koło nóg człowieczych. Bez względu na sytuację, zawsze można liczyc na jego obecnośc przy swoim boku :)


3 czerwca 2010

Przypadki chodzą po psach

Podczas naszych spacerów zdarzają się rzeczy niespodziewane. A to bażant wyskoczy z krzaków (prowokując Dunia do ataku, dzielnego Dunia, który ochroni nas przed niebezpieczeństwem!), a to sąsiadka zapomni o tym, że furtka służy głownie do tego, żeby ją zamykac, i stajemy oko w oko z psem, który w oczach ma wypisane "I'll kill u" (naprawdę wielkimi literami). Zdarzają się rzeczy nie tylko niespodziewane, ale także pozornie niespodziewane - wynikające głównie z mojego nieogarniania ze zmeczęnia - wieczorami lub po bezsennej nocy. Zapominam czasem o tym, że jeśli Majka ma skłonności do uciekania, to lepiej zawsze brac ze sobą zestaw ratunkowo-wabiący w postaci smaczków i smyczy, że po deszczu jest błoto, które się lepi do Aidka, a Aidi do niego jeszcze bardziej.
W takiej sytuacji nikogo nie zdziwi fakt, że zapomniałam o tym, dlaczego mamy dziś dzień wolny od pracy, nie przewidziałam zamknięcia ulic, nie skojarzyłam, że między naszym domem a placem treningowym stoją ze dwa kościoły. Chcąc nie chcąc, moje psy celebrowały dziś święto kościelne. Wracając (cale szczęscie - pieszo!) niechcący pomyślało mi się, ze byłaby to świetna okazja do socjalizacji szczeniaka... Ale my ten etap mamy już za sobą, więc zgrabnie rozpoczęłam manewr wyprzedzania. Mam nadzieję, że nie obraża to ogólnie przyjętych norm religijnych, ale Di i Tess dzielnie maszerowali obok procesji, odciągając uwagę niewinnych dziewczynek w niewinnie białych sukienkach od sypania kwiatków ;) a pańcia wzruszała się, przypominając sobie czasy, kiedy to ona sama w takowej niewinnej(!) bieli paradowała.

Wolny czas sprzyja zdjęciom. Poniżej sesja zbożowa.

















I reszta buszujących w zbożu tutaj.

16 maja 2010

Seminarium z Tomkiem Jakubowskim

Absolutnie cudowny weekend spędzony na warsztatach agility z Tomkiem Jakubowskim, tak powinien brzmiec pełny tytul tego postu.
Miło pobiegac pod okiem kogoś sympatycznego, a zarazem doświadczonego, kto umie dzielic się swoją wiedzą ;) Moje psy oczywiście wykazały się ponadprzeciętną inteligencją i swymi agilitowymi zdolnościami. Tesia byla najmlodszym psem w zaawansowanej grupie, a Aidek, jak to Aidek - profesjonalista, pokazał, że yorek potrafi!
Pocwiczylismy ślepe zmiany, które od jakiegoś czasu bardzo mnie fascynują, ciasne skręty, z którymi początkowo mieliśmy małe problemy, ale udało się je rozwiązac. Psy również musiały byc zachwycone - każdy przebieg był obficie nagradzany, ponieważ drugie imię Tomka to "Nic-nie-szkodzi-daj-nagródkę" ;)
Kilka burków wpadło w mój skromny obiektyw, ale pogoda, choc bezdeszczowa, nie zachęcala do robienia zdjęc. Nasze przebiegi nakręciła Gosia od Kiki, której chciałabym serdecznie za to podziękowac :) Mój ulubiony:



I podobny bardzo, ale też śliczny :)


7 maja 2010

Agilitowe relacje

Chociaż takie rzeczy jak kręcenie filmików treningowych nigdy nie jest pewne, bo nigdy nie wiadomo kto akurat dorwie aparat i czy uda mi się od kogoś takowy wyprosic, udało mi się zdobyc jakąśtam cyfróweczkę i filmiki są.
Robienie zdjęc lustrzanką to spełnienie moich marzeń, ale trzeba przyznac, że czasem taki brak funkcji 'video' przeszkadza. Zwłaszcza jak człowiek cierpi na chroniczny syndrom wielbienia swoich psów ;)

Filmiki z treningów mają taką oto zaletę, że pokazują mi mnie - to znaczy mogę sobie popatrzeć i ocenic, czy moje sygnały i gesty są czytelne, gdzie zrobiłam błąd, czy powinnam stanąc bliżej przeszkody, czy może wcześniej powiedziec komendę. Pamiętam, że po obejrzeniu pierwszych filmików z pierwszych biegów z Duniem się załamałam, bo naprawdę nie sądziłam, że wyglądam jak skacząca wariatka, wymachująca rękami na wszystkie strony, z wyjątkiem tej poprawnej. A dziwiłam się, że na treningu słyszę tyle uwag i wciąż jestem poprawiana, wydawało mi się, że nad czymś panuję, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej ;)
Filmiki z treningów stref są w ogóle najlepsze, bo można jeszcze sobie sprawdzic jak dużą mamy skutecznośc naprawdę, a nie tylko jak nam sie wydaje. Jeszcze tylko slow motiony i inne bajery i analiza treningu gotowa :)

Cały mój wstęp miał na celu wdrożenie w świat filmikowo-youtubowy, zatem link do filmiku nie powinien byc zaskoczeniem. Ale jednak zaplanowałam także element niespodziewankowy, bowiem filmiki są dwa. Oto i one - Tesiowe strefy oraz Tesiowa palisadka i coś w stylu blind cross.

A teraz pozostało nam tylko czekac na dzień jutrzejszy, w którym to pobiegamy sobie u Tomka Jakubowskiego. Zatem jutro dowiem się, czy to wszystko co z Tesią zrobiłam to są RC, czy tylko marna namiastka RC, która nie znajdzie odzwierciedlenia w dłuższych sekwencjach tudzież na zawodach.

30 kwietnia 2010

Psia strefa

Tytuł dośc dwuznaczny, bo choc na myśli mam oczywiście strefy agilitowe, kojarzyc się może także z miejscem dośc zapsionym. I taka mała dygresja - wynikałoby z tego, że ja w ogóle funkcjonuję w psiej strefie - po kuchni walają się psie miski, w sypialni legowiska, a w samochodzie piszczałki. Na grzejnikach wiszą smycze, po szafach walają się zimowe sweterki, a na półkach z butami Zabawki, Których Imienia Nie Wolno Wymawiać. No i oczywiście dywan z psich kłaków, nieodłączne wyposażenie mieszkania każdego posiadacza rasy kłaczącej.

Więc przejdźmy do spraw przyjemniejszych. I tu na wstępie należy zauważyc, że użyłam słowa 'przyjemny' i użyłam go nieprzypadkowo(!). Otóż wynajmuję sobie torek, śliczny nowy torek (ale nie tak śliczny jak Demolkowy oczywiście ;) przez miesiąc, aby z Tesią pocwiczyc strefy. A dokładniej przenieśc na prawdziwą kładkę i palisadę to, co cwiczyłam z nią na deseczce.
Muszę przyznac, że jest dobrze - choc oczywiście mogłoby byc lepiej, bo dążymy do perfekcji. Ale na pewno nasza success rate jest wyżej niż 70% :)

Na wszelki wypadek wzięłam ze sobą target, ale o ile przy spokojnym przebiegu przypominał Teśce co trzeba zrobic, to w miarę przyspieszania odniosłam wrażenie, że zaczął jej przeszkadzać. Usunęłam go zatem, i po zabraniu targetu miałyśmy 2 lub 3 błędy na kilkanaście.Marzy mi się chwila koncentracji na zbiegnięciu do końca, a potem niech już sobie pruje do przodu tak szybko jak jej się podoba.

Mam tylko jeden problem - wynajmuję ten tor tylko dla siebie, a kładka i palisada są troszkę obniżone. I ja oczywiście ani nie mogę ich przenieśc, ani podwyższyc. O tym wcześniej nie pomyślałam ;)

21 kwietnia 2010

Latająca Akademia DC Szczecin

Ubiegły weekend spędziłyśmy z Tesiakiem na seminarium z Darkiem Radomskim. Jeśli mam byc szczera, to przyznam, że oczekiwałam jakiegoś cudu, ewentualnie magicznego sposobu na rozwiązanie moich problemów na froncie Tesia kontra dekiel. Cóż, okazało się że szelciaki są jednak psami specyficznymi. Psami na które tradycyjne metody uczenia latania na dyskiem nie działają. Psami dla których gonienie dysku jest fajne, ale łapanie już nie. Tak naprawdę nie wiadomo, czy one są psami, bo w sumie w kwestii frisbee bardziej przypominają kota.
Pocieszył mnie nieco fakt, że w sumie moje działania nie były całkiem bezsensowne. To może oznaczac, ze nie jestem kompletnym frizbowym antytalenciem :) Co daje dobre widoki na przyszłośc!

Jeśli chodzi o kwestię Tesi vs. latające spodki, problem opiera się na wycwiczeniu chwytania. Darek pomyslu nie miał, ja wpadłam na wyklikanie, choc tutaj pojawia się problem właściwej motywacji - to dla psa zabawa, czy wykonywanie polecenia? Wychodzę z założenia, że będę uczyc ją chwytu, nie samego aportu, a pasji w przynoszeniu talerza Tesi nie brakuje. O wynikach naszych starań mamy raportowac, kto wie, może dokonamy jakiegoś przełomu?

16 kwietnia 2010

Fotosprzyjająca wiosna

Pokuszę się o wstawienie zdjęc w ilości dostosowanej do aktualnych warunków atmosferycznych :)































I tym wesołym akcentem kończę tą jakże tresciwą notkę.
:)

25 marca 2010

Tesiek i nauka

Żeby nie było, że prowadzę tutaj instytut badań meteorologicznych, uznałam że należy spisać CO właściwie robię z Tess. Bo chwalę i chwalę, potem narzekam że drze morde, potem znowu trochę chwalę i szybko się wzruszam.
A więc mój miszcz jest w trakcie:
- nauki slalomu, metodą tunelową, o czym już kiedyś pisałam. Miałyśmy już calkiem atrakcyjnie zwężony korytarz, ale stwierdziłam, że należy się cofnąc - Tesia miała problemy z wejściami. Dlatego wałkujemy wejścia - na obie ręce, pod różnymi kątami - pod kątem prostym, z zawracaniem o 360. Aktualnie cwiczę zmianę za psem przed slalomem, to taki końcowy etap - potem zacznę zwężanie.
- nauki RC - czyli running contacs - strefy zbiegane. Mamy bardzo ładną statystykę, Tesi najładniej wychodzi przez pierwsze 15 minut - prawie zawsze 100 % wykonanych poprawnie. Potrafi skoncentrowac się na ostatnim kawałku deski - lepiej jej to wychodzi gdy zostaję z tyłu.
- huśtawka, czyli troszeczkę kosmos. Teśka niby wykonuje ją poprawnie, zalicza strefę, czeka aż huśtawka dotknie ziemi, ale zaczyna się strasznie spieszyc. Dlatego staram się ją na strefie wyciszac - obawiam się ze w przyszłości może miec z nią problem. Niedługo będę mogła napisac książkę pt. "101 rzeczy, które można zrobic z huśtawką" - znalazłby się tam tekst o przeskakiwaniu wzdłuż i wszerz, pokonywaniu jej pod prąd podczas gdy jedna strona jest podniesiona (TAK, Tesia potrafi to zrobic) i mnóstwo zachowań na strefie - od warowania do świstaka. Współautorami tego bestselleru byliby Tesia i jej pierdolec.

Postaram się nie byc gołosłowna - pogoda sprzyja robieniu filmików, więc czas się za to zabrac ;)

Wiosna pełną parą

Uwielbiam ta porę roku. Mam nadzieję, że ta cudowna pogoda nie skończy się równie nagle, jak się zaczęła. Możliwośc codziennych, długich, nieco brudnych, ale przez to wcale nie mniej sympatycznych spacerów to jeden ze sposobów spędzania wolnego czasu, który nie ma sobie równych.

Ogladądamy codziennie zachody słońca, rzucamy piłkę, szukamy piłki, potem zaczynają się zajęcia w podgrupach - Tesia przynosi piłkę, Aidi zajmuje się zajmowaniem pozycji stojącej, a Maja szuka piłki, nawet jeśli została już przyniesiona i trzymam ją w ręku.

Ależ ja wiem, że najważniejszą częścią tego zapisu są zdjęcia... ;)