8 czerwca 2010

Konflikt tragiczny

Tytuł brzmi dośc niepokojąco, jednak mam na myśli sytuację tragiczną rodem z sofoklesowych dramatów - czyli czysty, łatwy do zdefiniowania tragizm. Otóż od kilku, a nawet kilkunastu dni cierpię z powodu przeróżnych stanów zapalnych, które najpierw zaatakowały dolne drogi oddechowe, by potem przemieścic się dyskretnie do górnych dróg oddechowych. Tam, bezczelnie miażdżąc moje gardło i krtań, kompletnie pozbawiły mnie głosu - w przeności i dosłownie. Aktualnie lawirują gdzieś w okolicach zatok, zmuszając do siedzenia pod kocem, podczas gdy słoneczko świeci a ptaszki cwierkają.
Jednak nie to jest głównym problemem owej rozprawki. Zmierzam do tego, że psy znalazły się w sytuacji tragicznej. No prawie tragicznej, albowiem nie mają one wyboru, muszą jedynie przystosowac się do panujących warunków ;) A warunki są następujące - co jest gorsze: pańcia, której pół dnia w domu nie ma, ale potem zabiera nas na super fajny spacerek i bieganko, czy pańcia, która jest obecna przez cały dzień, ale marny z niej pożytek?
W taki sposób zderzają się dwie równorzędne wartości.
Cóż, co pies, to charakter, więc Aidek, który pełen zapału okupuje wraz ze mną kanapę, jest w siódmym niebie, bo może liczyc na godziny miziania i spania, a to właśnie jest dla niego szczytem marzeń. Tesia jest nieco zaniepokojona obecną sytuacją i troszkę się nudzi. Ale szelciak to szelciak, taki swoisty ogon, plątający się koło nóg człowieczych. Bez względu na sytuację, zawsze można liczyc na jego obecnośc przy swoim boku :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz