17 lipca 2011

Work=play=work

"Work=play=work" to fragment maila, którego dostałam od Susan Garrett. Jakkolwiek szpanersko by to nie brzmiało, to jedynie newsletter :D, jednak uwielbiam fakt, że takie złote myśli pojawiają się dokładnie wtedy, gdy tego potrzebuję.

Naprawdę uwielbiam pracowac z psami i robię wszystko, by one uwielbiały pracę ze mną. Uwielbiam wymyślać nowe sztuczki, jakieś trudniejsze sekwencje, czy gubić klucze na spacerze i pozwolić mojemu psu je odszukać i przynieść. Radość z każdego sukcesu, sukcesiku jest ogromna! Jednakże wszyscy popełniamy błędy (i błędziki ;) i raz na jakiś czas przytrafia się porażka. Czy w tym momencie można byc na tyle zdystansowanym i stabilnym psychicznie by pamiętać, że to tylko zabawa? Czy jest możliwy na tyle niezawodny mental-prep, by nawet nie pomyśleć o tym, że moglibyśmy się czuć zawiedzeni, źli, niezadowoleni? Czy da się zawsze śmiac z pomyłek naszych podopiecznych?

Wyniki, jakie osiąga nasz pies, nie mają teraz wpływu na na przykład liczebnośc i stan stada owiec, jak to zwykło bywac w przeszłości. Rezultaty w agility - czas, punkty karne - te liczby znaczą coś dla nas, nie dla naszego psa. On wiadomośc o czystym, satysfakcjonującym przebiegu otrzymuje od przewodnika! Jako osoba niezwykle ambitna i uparta uważam, że jeśli człowiek się czymś zajmuje, powinien robic to jak najlepiej potrafi. Jednak gdzie leży ta granica między doskonałym przebiegiem z psem a przebiegiem z doskonałym wynikiem? Wierzę, że da się byc niezawodnym zawodnikiem z zachowaniem zdroworozsądkowego podejścia do własnego towarzysza. Czasem też myślę, że niektórzy powinni zastanowic się, co zrobiliby, gdyby wylądowali z psem na pustyni, czy myślałbys o swoim przyjacielu tak samo?

PS. Rozważanie spowodowane urlopem sportowym ze względu na cieczkę, Tesia albo śpi, albo podrywa spanielkę Maję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz