2 sierpnia 2011

European Open 2011

Wraz z Tesinkiem pokonałyśmy miliony kilometrów by uczestniczyc w jednej z największych imprez agilitowych ever. Całe wydarzenie można podsumowac jednym słowem - PRZEFANTASTYCZNE! Złożyło się na to mnóstwo rzeczy: Teśka i jej znakomite bieganie, możliwość oglądania biegów światowej czołówki i wspaniała atmosfera, wspaniali ludzie. Aczkolwiek był to wyjazd z niespodziewajkami ;)

Nasza przygoda rozpoczęła się w czwartek rano, gdy spakowałyśmy manatki po tygodniowym pobycie w górach i wyruszyłyśmy do Wrocławia. U Olgi dokonał się przeładunek nr 2, a po dwóch godzinach przeładunek trzeci do wesołego pyrkowo-spanielowo-wiewiórkowego busa :) Przez większośc drogi padało, tudzież lało, lub też kropiło, ale dobry nastrój nas nie opuszczał. Późnym wieczorem dotarliśmy na nasze pole namiotowe (na szczęście nie padało!) i spotkaliśmy pierwszych znajomych. Organizatorzy sprawili nam niespodziankę w postaci jednego pomieszczenia z czterema natryskami - co oznaczało, że można było wykąpac się w całkiem miłym towarzystwie :D

Piątek był dniem treningowym. Nasz trening wypadał około 12, więc miałam okazję obejrzeć drużyny przed momentem dla Teśki. 1/3 zgłoszonych zawodników z Polski w ogóle się nie pojawiła, więc te pół godziny, które wcześniej wydawały mi się absurdem (co 32 psy mogą poćwiczyc przez pół godziny?!) okazały się wystarczającą ilością czasu by naprawdę dobrze przygotowac psa. Zwłaszcza, że mieliśmy dwa ringi podzielone na pół. Teśka na treningu biegała wspaniale, pomimo sporej publiczności i nadzoru sędziów, dałam radę się skupic na psie, co się ceni ;) Po południu wybraliśmy się na krótką wycieczkę po okolicy, a wieczorem na oficjalne rozpoczęcie. Przemaszerowałyśmy w biało-czerwonej koszulce przez stadion, wpadliśmy do knajpy w zestawie polsko-czesko-słoweńskim i poszliśmy spac, myjąc się uprzednio pod kranem przy stadionie, gdyż prysznice były już nieczynne :D

Wcześnie rano w sobotę popędziłam najpierw pod prysznic, a potem na stadion, obserwowac przebiegi od samego początku. Zawody odbywały się na dwóch boiskach, jeden S/M, drugi L, i na każdym były dwa ringi. W klasie small i medium startowało po 150 psów, w largach bodajże ok. 300, więc było co oglądac. Podczas oglądania nauczyłam się toru, więc na zapoznanie poleciałam tylko by dopracowac szczegóły. O dziwo, nawet nie zżerał mnie stres - czułam się tam trochę anonimowa. Nadszedł czas na nasz pierwszy bieg - jumping individual, sędziowany przez Ericha Huttnera. Zostawiam Teśkę na starcie, staję w odpowiednim miejscu i... go! Wiewióra rusza z prędkością kosmiczną. Niestety, ślizga się w slalomie, więc mamy 5 pkt karnych. Reszta jest idealna, więc, proszę państwa, mój pierwszy ukończony bieg na EO!

Kilkadziesiąt psów później przebudowa toru na sąsiednim ringu na agility, sędziuje Steve Croxford. Torek na zmianę poplątany i szybki, z trudnym - nie dośc że rozproszeniowym, to pod ostrym kątem - wejściem do slalomu. Startujemy z Teśką, pierwszy out na trzeciej hopce idealny, dalej biegniemy pięknie, po tunelu ostrożnie wyprowadzam Tesię na hopkę, zbliżamy się do slalomu i... tunel nas wciąga :) Detka nr 1, ale biegniemy pięknie!


Wieczorem wielki final indywidualny. Przedtem - oczekiwanie na wyniki, przygotowywali je baaaardzo długo, gdy w końcu podali listy startowe, okazało się, że mamy Polaków w finale!!! Wyjątkowo małe trybuny, wszystkie miejsca zajęte, wokół mnóstwo krzesełek, dopchac się do ringu - niemożliwość. Siedzimy więc sobie na barierkach i oglądamy w napięciu. Zaczynają smalliki, początek serpentynowy, po kładce paskudne! wejście do slalomu. Z każdym biegiem robi się coraz ciekawiej, a ja jestem coraz bardziej wdzięczna losowi, że się nie zakwalifikowałyśmy do finału - emocje by mnie zjadły już przy pierwszej hopce. Biegnie bardzo dużo Włochów, jakiś super biały pudel, Iwona z Pipi się niestety detkuje na 4 hopce - a resztę biegnie idealnie! Hans Fried z szelciakiem na czysto, podobnie jak sobowtór Tesinki z Wielkiej Brytanii, wygrywa kundelek-wymiatacz. Niesamowity jest ten filmik, który pokazuje przewagę tego maluszka nad Cirą na prostej.

Przebudowa toru, chmurki, deszczyk, przygotowania do mediumów, napięcie rośnie. Znów paskudne wejście w slalom, dwa tunele pod kładką, ale to przecież finał. Kilka detek na początku, gdy pojawia się pierwszy czysty bieg - publika szaleje, czas do pobicia ok. 34s. Wszystko zmienia się, gdy pojawia się Aqua - wykręca 32.29, publika aż piszczy! Zaraz po nim wchodzi tollerek z Finlandii, który pobiegł na 32.83. Przed startem rozgrzewa się już czołówka. Jari i Frodo mają jedną odmowę, NIEMOŻLIWY szelciak Demeter wykręca 30.10, ale zrzutka, startuje Polona Bonac z Sja, ja obgryzam paznokcie. Kończą na czysto, z czasem o 0.03s lepszym od kelpika!!! Krótko po niej Silvia z La, zaczynają świetnie, ale La wybiera tunel zamiast kładki! Tłumy kibiców prawie płaczą, detka! Następnym zawodnikiem, na którego czekają wszyscy, jest oczywiście Silas. Pomruk zdziwienia - on jest boso! Biegną z Cają pierwszą sekwencję, po tunelu robi jeb! na plecy, ale wstaje i biegnie dalej! Po kładce Caja wpada idealnie w slalom, niedługo potem jeb! ale wstaje i biegnie dalej! Dobiegają do mety i... 32.00!!! Nowy najlepszy czas! Czas na zwyciężce z zeszłego roku, szelciaka Bad Boya, ale po drodze załapuje disa. Silas Mistrzem Europy :) Niedługo potem po stadionie niesie się wieśc, że Silas złamał obojczyk! Jeśli przyjrzycie się dokładnie, na filmiku widac, że jedną ręke ma bardziej sztywną i potwierdzam - w niedzielę miał opatrunek i nie startował. Za to jego kolega z Niemiec pobiegł z Cają i wygrał - oznacza to, że Caja po prostu jest niepokonana. Chyba ogolę Teśkę.

Ale! Przed nami finały large, rozgrywające się na innym boisku. Wszystkie krzesełka wraz z włascicielami podrywają się w górę i biegną, by zając najlepsze miejsca. Usadawiam się gdzieś grzecznie w rogu i czekam. Mamy opóźnienie, więc jest ciemno, ale przyświecają lampą. Troszkę pada. Niestety - pomimo tego, że podobno te finały są najbardziej widowiskowe, wcale nie było tak niesamowicie, raczej mokro i półślepo - do tego dochodził strach o zamknięcie pryszniców ;) Zdarza się dużo zrzutek - pewnie przez błoto. Startują najlepsi, więc zaskakująco niewiele psów nabiera się na tunel pod kładką, wejście w slalom wygląda na proste, ale po obejrzeniu filmików stwierdziłam, że takie nie było. Generalnie - nie zapowiadają psów, mało widac, dodatkowo podczas przebiegu owsika z Austrii gaśnie światło! Finał staje pod znakiem zapytania, ale udaje im się włączyc lampy z powrotem. Jednak klimacik troszkę zepsuty, zawiodłam się ;) Cayenne biegnie niemożliwie płynnie, mega szybka Emma ma odmowę, wszyscy liczą na Audika, zrzuuuucaaa! Solar z błędami, Cirkus z wyjątkowo pechową odmową. Podium dośc zaskakujące, Janita trzyma poziom i ląduje ostatecznie na drugim miejscu, całkiem ładnie pobiegła też Jenny Damm - 4 miejsce. Magda z Maczkiem na 11, co uważam za wielki sukces, zaraz po niej jest wyżej wspomniany owsik Joy, Nina z Salsą 16.

A ja kąpie się w zimnej wodzie bez światła, bo wyłączyli, i w napięciu czekam na biegi drużynowe ;)

W niedzielę do przebiegów podchodzę już bardziej swobodnie, przynajmniej wiem, czego się spodziewac. Z powodu abstynencji zgłoszonych Polaków, organizatorzy wsadzają mnie do drużyny "Dutch Mix", przez co zagadujący ludzie są nieco zdezorientowani i na widok Tesi bawiącej się z ich psem mówią na przykład "you like dutch girls, Azor, don't you?". Do wizualnego zapoznania z torem dochodzi dośc szybko, ponieważ dziś wszystkie S i M biegają to samo. Po napatrzeniu się czas na prawdziwe zapoznanie z torem agility team, a po dopracowaniu szczegółów - na start! Za dużo zaufania do szalonego szelciaka i moja ignorancja w temacie miłości Tesi do strefówek skutkuje detką ;) ale całkiem ładną. Mniej więcej w tym samym czasie Tomek z Lolą biegną jumping, który jest po prostu niesamowity i lądują na 4 miejscu.

Frytunia i ja przygotowujemy się do startu w jumpingu, który z pewnością okaże się naszym ostatnim biegiem na tych zawodach. Wyprowadzam Tesinkę na siku, rozgrzewam, rozciągam i nagle okazuje się, że już wchodzę na start, bo były jakieś przesunięcia. A wiecie, że jak początek jest mało ogarnięty... TO KOŃCZY SIĘ TOR NA CZYSTO! Tak, nasz czysty przebieg, jumping drużynowy, którego nie widział nikt ze znajomych, a co za tym idzie - nikt go nie uwiecznił ;) Wieczorem okazuje się, że miałyśmy w tym przebiegu czas zbliżony do La, lepszy od Pipi, sekundę gorszy od Bravki. Tak więc zawody dla mnie dobiegają końca, ale za to w jakim stylu!

Nasuwa się pytanie, czy czekamy na finały? Ba, oczywiście, że tak! Gabi Steppan ustawia coś mega skomplikowanego i pokręconego, zasady są równie pokręcone - każdy pies biegnie kawałek toru w sztafecie, a detka na którymkolwiek etapie wyklucza drużynę. Obstawiamy, że może się zdarzyc, że ani jedna z dziesięciu drużyn nie pobiegnie tego na czysto, i wszystko na to wskazuje, dopóki na torze nie pojawia się drużyna ze Słowenii ;) Są zdecydowanymi faworytami, aż nagle fińscy robo-przewodnicy i fińskie robo-psy ustanawiają nowy najlepszy czas! Mamy najlepszą drużynę S/M :)

Skoro zostaliśmy na finały maluchów, nie można odpuścic largowych! Zaczyna się od dwóch włoskich drużyn, z których jedna kończy disem, a druga ze zrzutką. Drużyna ze Słowenii - detka. Na starcie pojawia się Chorwacja, Żelek otwiera sztafetę, Tip biegnie niesamowicie i zaczynam rozumiec, dlaczego jego ojciec jest tak sławnym reproduktorem. Po nim Myf i Marekovic, biegną wciąż na czysto, Eldy też, napięcie rośnie, bieg drużynowy kończy kelpik, napięcie rośnie i... kelpik zrzuca i ma jedną odmowę, ale czas przyzwoity. Publicznośc szybko zapomina o chorwackiej drużynie - następni są Finowie. Janita i Jaakko prowadzą psy pewnie, a psy odwdzięczają się tym samym, jakby właśnie do tego zostały stworzone. Jako jedyni!!! kończą tor na czysto, a ja nawet nie jestem w stanie opisac tego przebiegu, tak wielkie robił wrażenie. Reszta drużyn, które w kwalifikacjach wypadły lepiej, detkuje się, tak więc w tegorocznym European Open triumfują Finowie!

Mój powrót do domu trwał od niedzieli wieczór do poniedziałku w nocy, ale to raczej mało interesująca częśc. Zdecydowanie było warto i już deklaruję, że w przyszłym roku, naturalnie, wybieramy się również.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz