1 grudnia 2009

sobota - Dzień Psa

Sobotę w naszym domu ogłosiliśmy Dniem Psa. Jest wszystko to, co psy lubią najbardziej, czyli gotowany kurczaczek, trochę szkolenia, mnóstwo pieszczot i jeszcze więcej włóczenia się po polach, lasach i łąkach. Wracając z weekendowych treningów agility urządzamy sobie spacer, co tydzień łamiąc prawo dotyczące spuszczania psów ze smyczy. Przykro mi trochę, że bardziej obchodzi mnie szczęście moich psów niż ten pozbawiony sensu zakaz. W sumie jest to całkiem sensowny zakaz, biorąc pod uwagę poziom wyszkolenia psów i świadomości właścicieli.
By dotrzec z placu treningowego do naszego małego oliwkowego wiejskiego domku potrzeba jedynie około 2 godzin, odrobiny chęci, niegrymaśnej pogody i dwóch wspanialych czworonożnych towarzyszy. Ta trasa przypomina trochę wielopoziomową grę komputerową. Zaczynamy od krótkiego spaceru chodnikiem, który, choc paskudnie nudny, daje mozliwośc odpoczynku po skakaniu i bieganiu po torze. Potem etap leśny, fascynujący zarówno latem, jak i jesienią. W ostatnich miesiącach roku zachwyca całą gamą kolorów ziemi, a w cieplejsze dni pozwala skryc się w cieniu drzew. Po drodze mijamy dwa jeziorka, zamieszkane przez sympatycznych znajomych Aidusia(czyt. kaczki), zawsze skore do zabawy(czyt. ucieczki) i konwersjacji(czyt. Aidi szczeka, kaczka słucha). Podczas spaceru leśnymi ścieżkami spotykamy mnóstwo rowerzystów, ludzi z kijkami i biegaczy, a każdy z nich okazuje się byc wielbicielem małych słodziutkich piesków. Tak więc dla małych słodziutkich piesków jest to czas miziania i zachwytu.
Jednak najprzyjemniejsza częśc spaceru to wędrówka po terenach przypominających trochę sawannę, na której Aidi, oczywiście, robi za lwa, a Tecia... za surykatkę? Oficjalnie są to tereny wojskowe, mniej oficjalnie - miejsce, w którym można pojeździc na maszynach podnoszących poziom adrenaliny we krwi. Na codzień jednak służy psom i ani psy, ani kierowcy prawie-rajdowi nie mają nic przeciwko. Początkowo łażenie w tamtych okolicach stresowało mnie dośc mocno, obawiałam się szalonych motorowerzystów, których jedynym zajęciem wydawało się byc rozjeżdżanie małych niewinnych zwierzątek. Szybko przekonałam się, że owi kierowcy wcale nie chcą zrobic krzywdy bezbronnym pieskom, a nawet jeśli chcą, to świetnie się z tym kryją. I chociaż robią wokół siebie wiele szumu(dosłownie...) to wygladają na całkiem sympatycznych w tych swoich kaskach.
Nasza "sawanna" jest też idealnym miejscem do robienia zdjęc. O każdej porze dnia wygląda inaczej. W dzień słoneczna, przestrzenna. Porośnięta wysoką trawą, która sprzyja "głupawce" i sarnim skokom(w roli głównej: Tess). O zachodzie słońca zmienia się w tajemnicze miejsce, pełne zakamarków i nieodkrytych dróg. Promienie przygasającego słońca przedzierają się przez zboże, a psy węszą tu i ówdzie w poszukiwaniu pierwszych śladów nadchodzącej nocy... Robi się cudownie magicznie.
Ten sobotni spacer pozwala mi zapomniec o wszystkich problemach minionego tygodnia. Zbieram siły, ładuję się pozytywną energią, oddychając świeżym, czystym powietrzem, nabieram nowego spojrzenia na świat. I przez ten cały czas dziękuję, że żyję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz