1 lipca 2010

Rowerowy thriller

Chociaż nie przepadam za upałami, muszę przyznac, że obecna pogoda jest całkiem przyjemna. Pod warunkiem, że leży się na leżaczku na trawce z dobrą książką w łapce, a pod leżaczkiem leży sobie Futro, które wydaje się byc bardzo zadowolone z obecności mojej i słoneczka. Na dłuższe spacery możemy sobie pozwolic tylko wieczorami - w dzień jest paskudnie gorąco, psiakom paszcza się nie zamyka, a ja nie nadążam z dolewaniem wody. Żałuję strasznie, że nie potrafię ich namówic na szlaufową kąpiel - pomogłoby to im w znoszeniu wysokich temperatur. Aidek dośc chętnie wchodzi do wody - chociaż tylko za zabawką, to jednak bez oporów. Sytuacja Tesia vs. woda jest troszkę bardziej skomplikowana. Dotychczas wynegocjowałam zamoczenie łapek i brzuszka w jeziorze - kto wie, może uda mi się ją namowic na więcej?

Mam też czas na jedną z naszych ulubionych rozrywek - przejażdżki rowerowe. Zwiedziliśmy juz pobliskie okolice, ale o niedobór ścieżek nie muszę się martwic - gdy widzę trasę, którą nidgy jeszcze nie jechałam, myślę tylko "a co tam, najwyżej się zgubię :D" i jadę prosto przed siebie. Potem błądzę wśród drzew, które są identyczne jak te, które widziałam pół godziny wcześniej, zastanawiając się, czy po prawej mam na pewno północ, a przed sobą zachód. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żebyśmy nie dojechali do domu - czas powrotu co prawda bywa różny, ale zawsze trafiam do celu ;)

Podczas ostatniej z wycieczek, kiedy to wymyśliłam sobie powrót drogą przecinającą łaki i pola, by wygrzac siebie i psy w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, spotkała mnie niemila niespodzianka. Jadąc lasem spodziewam się oczywiście komarów, ktore przy odpowiedniej prędkości nie są w stanie zrobic nam krzywdy, a jeśli nawet, to ofiarą padają najczęściej łydki (no cóż, moje nie wygladają zbyt atrakcyjnie...). Jadąc polem spodziewam się jedynie słoneczka i braku komarów. Złudne moje nadzieje, bo okazuje się, że nigdzie już nie jesteśmy bezpieczni! Dojechałam do łąki, zsiadłam z roweru, by rozkoszować się malowniczym zachodem słońca, zwiastującym zakończenie minionego dnia. I wtedy zostałam zaatakowana. Kilkanaście dzikich, żądnych krwi stworzeń obsiadło mnie ze wszystkich stron. Tesię też, biedactwo moje miała go nawet na pyszczku. Wkroczyłyśmy na obcy teren, Królestwo Gzów. Mogłyśmy ocalic swoje istnienia tylko w jeden sposób - ucieczką!

I tak pędziłyśmy, by uwolnic się od tych paskudnych much końskich. Chociaż wycieczka zakończyła się troszkę inaczej, niż zaplanowałam, na mordce Tesi nie zauważyłam nawet śladu rozczarowania. Cóż, jak już niejednokrotnie wspominałam - Futro dla człowieka zrobi wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz