3 kwietnia 2009

Już bez Małej

Generalnie to powinnam być zadowolona, zachwycona wręcz, bo moja mała podopieczna znalazła domek, i to nie byle jaki, bo z ogrodem! Powinnam się cieszyć, bo w końcu będę mogła spać bez limitów, więcej moich kabli już nie ucierpi(choć ładowarka i dwa głośniki to całkiem niezły wynik w tydzień ;)), i przestanę znajdować na podłodze mokre niespodzianki! Te ostatnie dosyć paskudnie dawały mi się we znaki - najczęściej kończyło się to wilgotną, aromatyczną skarpetką. Powinnam być szczęśliwa, bo ta mała, zabiedzona istotka znalazła kochający domek!

A ja wciąż szukam kolejnego "ale", powodu dla którego powinna być ze mną. Bo, nie oszukujmy się, pokochałam tą małą cholerę. I czegoś mi teraz brak.



Nie chcę dramatyzować. Nie chcę robić cyrków i pisać melancholijnych wywodów na temat pustki w mojej duszy. Wiem, że muszę nabrać dystansu, spojrzeć na to wszystko z boku, mniej się angażować w coś, co z założenia jest tymczasowe.
Ale, ale, gdyby nie moje zaangażowanie, to nie stałaby się tak kochaną sunią i nie zaufałaby człowiekowi. Mam nadzieję, że nie zmarnują mojej pracy jednym krzykiem czy gwałtownym gestem. Moja kobietka tak łatwo im nie zaufa.



Ach, już szykowałam jej przyszłość agilitową... Ale nie dane jej biegać po torze, musi wystarczyć jej bieganie po ogrodzie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz