4 kwietnia 2009

Misja: zmęczyć psa!

Sobota wyglądała dokładnie tak, jak każda sobota wyglądać powinna - rozpoczęła się od dwugodzinnego treningu, na którym mieliśmy parę całkiem ładnych przebiegów. Duś zaczyna pojmować, czym jest slalom, co jest sporym osiągnięciem. Wciąż jednak uparcie uważa, że najlepiej będzie ominąć parę tyczek, by było szybciej, sprawniej, wygodniej, "no nie, pańcia?".

Było też trochę czasu na mizianie, intensywne mizianie połączone z wyskrobywaniem błota ze świeżo(wczoraj!!!) wykąpanych kłaków. Byłam przekonana, że skoro pogoda jest piękna, sucha, słoneczna, to mogę ze spokojem Aidka wykąpać w piątek wieczorem, przed weekendowymi treningami. Oczywiście nie wpadłam na to, że istnieje jeszcze na tym pięknym, słonecznym świecie takie mokro-nieprzyjemne zjawisko zwane rosą. Po kilku minutach łapki mojego dzielnego sportowca w niczym nie przypominały czystych, lśniących łapek. Brudne, mokre, oblepione ziemią, wprost idealnie przygotowane do zajęcia miejsca na kanapie ;)

Spacerowaliśmy też trochę.

Aktualnie uczymy się "wstydź się" - komenda, po której psiak wkłada głowę pod kocyk/poduszkę. Początkowo należy schować pod przedmiotem smakołyk, zachęcić do działania, pies szuka, znajduje, klik, zjada. Stopniowo przestajemy chować smakołyk - po prostu wskazujemy na kocyk/poduszkę i zachęcamy, by szukał dalej. Gdy schowa łepek - klik! i smakołyk. Gdy pies opanuje już chowanie główki pod wskazany gestem kocyk, dodajemy komendę słowną. I tu zaczyna się problem - nie mam pojęcia, jak nazwać tą sztuczkę! "Wstydź się" - brzmi, powiedzmy szczerze, beznadziejnie i "nie psio", "a fe!" zarezerwowane do dotykania łapką noska. Najprawdopodobniej zostanie "schowaj się", a dokładniej - "Aidi, schowaj się, ktoś idzie!"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz